piątek, 27 lipca 2018

Było morze, było morze, w morzu kołek, w morzu kołek, a na kołku był wierzchooołek!

Jeździło się na kolonie, to się zająca siedzącego na kołku pamięta. Wspomnienia z Mrzeżyna czy z Łeby powróciły tego lata! Kawałek polskiego morza odnalazłam na drugim końcu Polski - w naszych cudownych Bieszczadach. Za górami, za lasami, za kilkoma serpentynami poczuliśmy atmosferę minionych lat. Zatrzymaliśmy się tylko na weekend, a chciałoby się powiedzieć, że nawet w czasie! PRL-owski ośrodek w fantastycznym miejscu, a w nim "jadalnia" pachnąca mlekiem i masłem. Kto na kolonie jeździł, ten wie o jakim zapachu piszę :) Brakowało tylko drożdżówek na podwieczorek. Dostaliśmy pokoje w "Jodle", a "Sosnę" i inne drzewa opanowały wszelkiego rodzaju kolonie i obozy. Ledwo łapany zasięg i brak internetu spowodowały, że młodzież (i ja też!), chcąc nie chcąc, odstawiła swoje smartfony i zapomniała chociaż na chwilę o Facebooku, Instagramie czy Snapchacie:) No i co najważniejsze, kciuki nareszcie odpoczęły! :D
Fale są? Są! Bieszczadzkie morze jak nic! :D
Być w Bieszczadach i nie zaglądnąć do Teleśnicy? Nie ma mowy! Przecież to obowiązkowy przystanek! No i hamburgera "U Bolka" trzeba zjeść!
Miałam nadzieję, że pogoda w Polsce będzie nas rozpieszczała. Niestety! Tym razem się nie udało. Słoneczne dni można było policzyć na palcach jednej ręki... Szkoda! Może lipiec następnego roku będzie łaskawszy :)

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna