Ruszmy się, bo nas noc zastanie
Zaliczyliśmy dzisiaj dwugodzinny "spacer" po nasz samochód, który Tomek zostawił pod firmą po wczorajszej imprezie. Tomek pił, więc autem już nie mógł wrócić. A, że jakoś trzeba było nasz rowerek do domu dostarczyć, to wymyśliłam, że się po niego przejdziemy te parę dobrych kilometrów (coś około 10). Dobrze to wszystkim zrobiło: ja się ruszyłam z domu, Tomek dotlenił, a Zuzia smacznie spała. Potem pojechaliśmy do centrum i wybraliśmy się do przytulnej restauracji "Egon" na sobotni obiadzik. Było pysznie i miło, po czym wróciliśmy do domu (dosłownie na pół godziny) i ponownie wsiedliśmy w samochód. Tylko tym razem zapakowaliśmy w niego jeszcze Ulkę i ruszyliśmy na jedzeniowe zakupy. I tak nam minął dzień. Szybko. Nawet nie wiem, kiedy ta sobota zleciała. Ale tak to jest, jeśli się wstaje prawie w południe, to później niewiele dnia pozostaje :P Tym bardziej, że mamy noc polarną :) I tak, kończąc rozmowę z siostrą, padło zdanie: "Kończę, bo nas noc zastanie". Po czym spojrzałam przez okno i mówię: "No dobra, już nas zastała :P" A była godzina przedpołudniowa :D Więc morał z tego taki, że na dalekiej Północy takie zdanie nie ma żadnego sensu :P
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna