Wyższa szkoła latania
Skończył się styczeń, skończyło się błogie polskie lenistwo! :( Skończyły się mamine obiadki i skończyło się babcine niańczenie. Trzeba było wracać do drugiego domu!
Choć nie ma co narzekać, bo w norweskim domu też czekało na nas coś miłego! :) Stęskniony mąż (i ojciec :P), bukiet róż, gorąca herbata i polskie pierogi :D Po całodniowej (całodziennej?), prościej, po całym dniu samotnej podróży z dwójką dzieci należało się! Współpasażerów mogę podzielić na trzy grupy. Tych, co mi współczuli, tych, co mnie podziwiali i tych, co się modlili, żebym obok nich nie siedziała w samolocie! :) Koło moich dzieci można jednak śmiało siadać! Grzeczne jak aniołki! Aniołki, które przeróżne pozy podczas lotu przyjmowały! :D
Ale skoro smacznie spały, to chyba im aż tak niewygodnie nie było! :) Zaprawieni w lotach turyści! Zuzka na koncie ma już 52 loty, Dominik dopiero swą przygodę niedawno zaczął a i tak czwóreczka na jego samolotowym koncie widnieje.
Z dwójką w podróży łatwo nie jest... Ale trzeba sobie jakoś radzić! Darmowe wózki bliźniacze, to jest to! :D
Uratowały moje ręce i kręgosłup! Chwała temu, kto wpadł na ten genialny pomysł wprowadzenia dziecięcych wózków na lotnisko! Dzięki Ci, kimkolwiek jesteś! Dziękuję też wszystkim, którzy mi na jednym, drugim i trzecim lotnisku pomogli! I tym na pokładzie samolotów również! :) Dzięki tym, co mi walizki z taśmy ściągali i tym, co je później odprawili, dzięki tym, co mi podręczny na plecy wrzucili, i tym, co mi Dominika na rękach trzymali! I tym, co mnie w kolejkę wpuszczali! I jeszcze tym, co pomoc oferowali! Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie! :D
Chyba napiszę kiedyś posta jak przeżyć z dziećmi w podniebnej podroży. Może się komuś przyda! :)
I teraz zmiana tematu! :) Z tego podniebnego na bardziej przyziemny :) W styczniową niedzielę o poranku przyszła pora na lepienie bałwana. I tak jak Kevin powraca w każde Boże Narodzenie do Polsatu, tak i do nas wraca bałwan Kevin. Zuzia nie chce się zgodzić na żadne inne bałwankowe imię, więc i tej zimy stanie przed naszymi oknami Kevin. Zuzia zaczęła lepić bałwana z tatą...
Szybko jednak stwierdziła, że jej zimno i woli oglądać proces tworzenia Kevina 2 z ciepłego pokoju :) I tak, biedny tatuś został sam na mrozie! :D
Kevin 2 gotowy!
Tegoroczny Kevin trochę różni się od swojego poprzednika. Brak mu czapki, za oczy robią zakrętki od Coca-Coli, a w miejsce tradycyjnej marchewki jest pietruszka! Tomek całą marchew zużył dzień wcześniej do rosołu! :D A ten rosół to i dzisiaj też jadłam :) Im starszy, tym lepszy! A skoro o starości mowa...
Stare to moje Pudło, oj stare już! :D
A na tarasie resztki tortu urodzinowego!
Dzisiaj po nim już ani śladu!
Choć nie ma co narzekać, bo w norweskim domu też czekało na nas coś miłego! :) Stęskniony mąż (i ojciec :P), bukiet róż, gorąca herbata i polskie pierogi :D Po całodniowej (całodziennej?), prościej, po całym dniu samotnej podróży z dwójką dzieci należało się! Współpasażerów mogę podzielić na trzy grupy. Tych, co mi współczuli, tych, co mnie podziwiali i tych, co się modlili, żebym obok nich nie siedziała w samolocie! :) Koło moich dzieci można jednak śmiało siadać! Grzeczne jak aniołki! Aniołki, które przeróżne pozy podczas lotu przyjmowały! :D
Ale skoro smacznie spały, to chyba im aż tak niewygodnie nie było! :) Zaprawieni w lotach turyści! Zuzka na koncie ma już 52 loty, Dominik dopiero swą przygodę niedawno zaczął a i tak czwóreczka na jego samolotowym koncie widnieje.
Z dwójką w podróży łatwo nie jest... Ale trzeba sobie jakoś radzić! Darmowe wózki bliźniacze, to jest to! :D
Uratowały moje ręce i kręgosłup! Chwała temu, kto wpadł na ten genialny pomysł wprowadzenia dziecięcych wózków na lotnisko! Dzięki Ci, kimkolwiek jesteś! Dziękuję też wszystkim, którzy mi na jednym, drugim i trzecim lotnisku pomogli! I tym na pokładzie samolotów również! :) Dzięki tym, co mi walizki z taśmy ściągali i tym, co je później odprawili, dzięki tym, co mi podręczny na plecy wrzucili, i tym, co mi Dominika na rękach trzymali! I tym, co mnie w kolejkę wpuszczali! I jeszcze tym, co pomoc oferowali! Są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie! :D
Chyba napiszę kiedyś posta jak przeżyć z dziećmi w podniebnej podroży. Może się komuś przyda! :)
I teraz zmiana tematu! :) Z tego podniebnego na bardziej przyziemny :) W styczniową niedzielę o poranku przyszła pora na lepienie bałwana. I tak jak Kevin powraca w każde Boże Narodzenie do Polsatu, tak i do nas wraca bałwan Kevin. Zuzia nie chce się zgodzić na żadne inne bałwankowe imię, więc i tej zimy stanie przed naszymi oknami Kevin. Zuzia zaczęła lepić bałwana z tatą...
Szybko jednak stwierdziła, że jej zimno i woli oglądać proces tworzenia Kevina 2 z ciepłego pokoju :) I tak, biedny tatuś został sam na mrozie! :D
Kevin 2 gotowy!
Tegoroczny Kevin trochę różni się od swojego poprzednika. Brak mu czapki, za oczy robią zakrętki od Coca-Coli, a w miejsce tradycyjnej marchewki jest pietruszka! Tomek całą marchew zużył dzień wcześniej do rosołu! :D A ten rosół to i dzisiaj też jadłam :) Im starszy, tym lepszy! A skoro o starości mowa...
Stare to moje Pudło, oj stare już! :D
A na tarasie resztki tortu urodzinowego!
Dzisiaj po nim już ani śladu!
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna