Święta (prawie jak) w tropikach
Ostatnimi czasy Polskę można śmiało nazwać ciepłym krajem. A szczególnie jej południowo-wschodni zakątek, gdzie 24 grudnia termometry pokazują dziewięć stopni na plusie, i to w cieniu! Jak już kiedyś pisałam, świat zwariował i na głowie stanął :) Święta bez śniegu, to Święta bez uroku. Zamiast spoglądać na biały puszek, zerkamy na zieloną trawę :/ WTF? Wielkanoc?! Dobrze, że chociaż choinka jest :) Przynajmniej ona nas nie zawiodła :) Na nią zawsze można liczyć :D
Nasza Zuzanna w Polsce czuje się jak w siódmym niebie. Rozpieszczana, przytulana, całowana, (dosłownie) na rękach noszona :)
Jakby ktoś myślał, że Zuzię specjalnie przyodziałam w spódniczkę tutu pod bajeczkę, to się myli :) Mama dziecko najpierw ubrała jak baletnicę, a ciocia Kinga w odwiedziny przyjechała i (jakby wyczuła) bajkę o Zuzi baletnicy w prezencie przywiozła. I jak tu nie wierzyć w telepatię? :) Albo w czary? Magia Świąt, jak nic!
W poniedziałek, w wigilię Wigilii, czekaliśmy na kolejnego gościa :)
No i doczekaliśmy się :) Gość mały, ale byk :) Wiktorek od razu skradł serce naszej Myszki (nasze również), a Zuzia nie chcąc być dłużna, z kolei skradła jego smoczka :P I to nie raz :) Ten na zdjęciu akurat Zuzannowy :)
Niestety kolega długo u nas nie zabawił, bo musiał ruszać dalej w drogę, ale za to Zuzia zajęła się obgryzaniem swojego prezentu na chrzest. I jak można się tego było spodziewać już leży urwana i czeka na pomoc złotnika. A wszyscy mówili, że jeszcze nie czas na świecidełka... Ale że ja uparta, to i tak na swoim postawię :) A tu już Wieczór wigilijny, a właściwie dwa. No bo jak się męża ma, to i domy dwa, a co za tym idzie dwie wieczerze wigilijne.
Mimo, że byliśmy już parę kilo więksi po Wigilii, to i tak zacieraliśmy już ręce na bożonarodzeniowego indyka :D
Nasza Zuzanna w Polsce czuje się jak w siódmym niebie. Rozpieszczana, przytulana, całowana, (dosłownie) na rękach noszona :)
Jakby ktoś myślał, że Zuzię specjalnie przyodziałam w spódniczkę tutu pod bajeczkę, to się myli :) Mama dziecko najpierw ubrała jak baletnicę, a ciocia Kinga w odwiedziny przyjechała i (jakby wyczuła) bajkę o Zuzi baletnicy w prezencie przywiozła. I jak tu nie wierzyć w telepatię? :) Albo w czary? Magia Świąt, jak nic!
W poniedziałek, w wigilię Wigilii, czekaliśmy na kolejnego gościa :)
No i doczekaliśmy się :) Gość mały, ale byk :) Wiktorek od razu skradł serce naszej Myszki (nasze również), a Zuzia nie chcąc być dłużna, z kolei skradła jego smoczka :P I to nie raz :) Ten na zdjęciu akurat Zuzannowy :)
Niestety kolega długo u nas nie zabawił, bo musiał ruszać dalej w drogę, ale za to Zuzia zajęła się obgryzaniem swojego prezentu na chrzest. I jak można się tego było spodziewać już leży urwana i czeka na pomoc złotnika. A wszyscy mówili, że jeszcze nie czas na świecidełka... Ale że ja uparta, to i tak na swoim postawię :) A tu już Wieczór wigilijny, a właściwie dwa. No bo jak się męża ma, to i domy dwa, a co za tym idzie dwie wieczerze wigilijne.
Mimo, że byliśmy już parę kilo więksi po Wigilii, to i tak zacieraliśmy już ręce na bożonarodzeniowego indyka :D
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna