"Czy Twoja córka (dodajmy 15-sto miesięczna) potrafi posmarować sobie kanapkę nożem?"
Od poniedziałku możemy Zuzannę nazywać przedszkolakiem :) I właśnie tego dnia zaczął się cykl z serii "Póki nie zobaczę na własne oczy, nie uwierzę" :) Słyszałam już wiele, na prawdę wiele na temat życia przedszkolnego w Królestwie Norwegii, więc myślałam, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. A jednak myliłam się po raz kolejny :P To, że w pierwszym dniu oswajania się mej córki z przedszkolem, posadzono ją przy wielkim stole, na wielkim krześle i wręczono do ręki metalowy nóż z lekka mnie zdziwiło. Będąc polką z krwi i kości, już widziałam ten nóż w jej buzi, albo co gorsze w oku swoim bądź dziecka obok. Dobrze, że przynajmniej nie czekali, aż sama się na niego wdrapie :P Dewiza "róbta co chceta" doskonale się tu odnajduje. Ja rozumiem, że dzieci nie można za bardzo ciamtać, bo później wyrosną im dwie lewe ręce, ale żeby roczne dziecko miało samo sobie zrobić śniadanie, to już chyba lekka przesada. I tu się znacznie różnimy od Norwegów, którzy swoje dzieci po osiągnięciu pełnoletności, delikatnie mówiąc "wypychają" z domu. Nauka samodzielności dobra sprawa, nie przeczę, ale, żeby tak od razu jednolatków rzucać na aż tak głęboką wodę :/
Dzień pierwszy. Pierwszy dzień aklimatyzacji przeszedł znakomicie. Zuza zadowolona, choć zmarszczone brwi pojawiały się na jej twarzy za każdym razem, gdy jakaś Pani przedszkolanka lub Pan przedszkolanek, chcąc się z nią przywitać, wylewali potok niezrozumiałych dla niej słów. Panią zbiła tylko raz, więc mogę powiedzieć, że jej się bardzo spodobała :) Fakt, że była tam tylko dwie godziny, więc za wiele zbroić nie mogła, ale wszystko było przed nami :P Dzień drugi. Już tak kolorowo niestety nie było. Pani dostało się dobrych parę razy, oberwał też przy okazji Pan przedszkolanek, który Bogu ducha winny siedział obok i śpiewał piosenki. Cóż, życie. Nic nie poradzę, że Zuzanna kobietą z lekka agresywną jest :) Geny :) Dzień trzeci. Wszyscy cali i zdrowi, Zuzia też zadowolona :)
A dziś cały dzień już sama w przedszkolu. Zaraz po nią idę, więc zobaczymy co tam się działo :)
Dzień pierwszy. Pierwszy dzień aklimatyzacji przeszedł znakomicie. Zuza zadowolona, choć zmarszczone brwi pojawiały się na jej twarzy za każdym razem, gdy jakaś Pani przedszkolanka lub Pan przedszkolanek, chcąc się z nią przywitać, wylewali potok niezrozumiałych dla niej słów. Panią zbiła tylko raz, więc mogę powiedzieć, że jej się bardzo spodobała :) Fakt, że była tam tylko dwie godziny, więc za wiele zbroić nie mogła, ale wszystko było przed nami :P Dzień drugi. Już tak kolorowo niestety nie było. Pani dostało się dobrych parę razy, oberwał też przy okazji Pan przedszkolanek, który Bogu ducha winny siedział obok i śpiewał piosenki. Cóż, życie. Nic nie poradzę, że Zuzanna kobietą z lekka agresywną jest :) Geny :) Dzień trzeci. Wszyscy cali i zdrowi, Zuzia też zadowolona :)
A dziś cały dzień już sama w przedszkolu. Zaraz po nią idę, więc zobaczymy co tam się działo :)
Komentarze (1):
No tak, geny - tu się zgodzę!!! :) No to Zuzia szybko zaczęła swoją edukację, miejmy tylko nadzieje że Pan przedszkolanek nie będzie miał siniaków i popodbijanych oczu:):):) Buziaki dla Zuzi i dla Was
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna