Polonijna Wielkanoc
Dziś już ostatni dzień wielkiego obżarstwa. Lanym poniedziałkiem zakończymy tegoroczne Święta Wielkanocne. Wszyscy najedzeni, co niektórzy nawet aż za bardzo, to teraz trzeba zlać im tyłki. Na niedzielnym śniadaniu było nas aż czternaścioro, a i każdy coś dobrego przyniósł :D Chwała Ci Panie, że mamy ponad trzymetrowy stół :D Inaczej nie byłoby szans wszystkich pomieścić :P A wieczorem doszła jeszcze jedna (pracująca rano) osóbka, więc było nas już wtedy piętnaścioro. Dzisiaj już w mocno obkrojonym składzie zasiądziemy do obiadu. Kaczka mała, więc podzielić nie ma jak :D
Ale zacznijmy od święcenia:
Zawartość koszyczka zbyt długo nie przetrwała. Zuzia nie zdążyła nawet opuścić murów kościoła, a już chwyciła za "kubaskę". Potem zabrała kromkę chleba i zagryzając raz kiełbaskę, a raz chleb, dumnie kroczyła przez miasto :D Nawet księdza poganiała, co jakiś czas wołając: "Amen! Kubaska!" :D
Zanim dotarliśmy do domu, nie było ani poświęconego chleba, ani kiełbasy, ani też cukrowego baranka!
Na wielkanocnym niedzielnym śniadaniu, więc się nie pojawiły!
Jak zwykle pierwsza przy stole:
I tak, jakby ktoś nie zauważył, że "Wielki Sobota" była :D
Wszystko domowej roboty! Palce lizać! I nawet chleby własnego wypieku, i klops, i boczek też! O ciastach już nie wspominając! Niebo w gębie!
Nasz stół, choć ogromny, nie zdołał pomieścić jednak wszystkich smakołyków. Musieliśmy otworzyć "słodki taras" :) W sumie mieliśmy 11 różnych rodzajów ciast i ciasteczek!
I słodką Maję mieliśmy też :)
No i Zuzię, o której Zajączek wielkanocny nie zapomniał:
Jak zaczęliśmy ucztować w niedzielę o 9 rano, tak skończyliśmy dzisiaj przed 1 w nocy. Prawie szesnaście godzin świętowania! Masakra! :D A nasz dwuletni budzik nie próżnował, bo już o szóstej rano zjechał ze swej łóżkowej zjeżdżalni i wpakował się nam do naszego wyrka :)
Wesołego Alleluja!
Ale zacznijmy od święcenia:
Zawartość koszyczka zbyt długo nie przetrwała. Zuzia nie zdążyła nawet opuścić murów kościoła, a już chwyciła za "kubaskę". Potem zabrała kromkę chleba i zagryzając raz kiełbaskę, a raz chleb, dumnie kroczyła przez miasto :D Nawet księdza poganiała, co jakiś czas wołając: "Amen! Kubaska!" :D
Zanim dotarliśmy do domu, nie było ani poświęconego chleba, ani kiełbasy, ani też cukrowego baranka!
Na wielkanocnym niedzielnym śniadaniu, więc się nie pojawiły!
Jak zwykle pierwsza przy stole:
I tak, jakby ktoś nie zauważył, że "Wielki Sobota" była :D
Wszystko domowej roboty! Palce lizać! I nawet chleby własnego wypieku, i klops, i boczek też! O ciastach już nie wspominając! Niebo w gębie!
Nasz stół, choć ogromny, nie zdołał pomieścić jednak wszystkich smakołyków. Musieliśmy otworzyć "słodki taras" :) W sumie mieliśmy 11 różnych rodzajów ciast i ciasteczek!
I słodką Maję mieliśmy też :)
No i Zuzię, o której Zajączek wielkanocny nie zapomniał:
Jak zaczęliśmy ucztować w niedzielę o 9 rano, tak skończyliśmy dzisiaj przed 1 w nocy. Prawie szesnaście godzin świętowania! Masakra! :D A nasz dwuletni budzik nie próżnował, bo już o szóstej rano zjechał ze swej łóżkowej zjeżdżalni i wpakował się nam do naszego wyrka :)
Wesołego Alleluja!
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna