wtorek, 13 grudnia 2011

Zima, zima, zima

Dookoła biało. Śniegu pół metra. Księżyc w pełni (dzień i noc :P). Zorza prawie codziennie. Jednym słowem jest supcio! Już niewiele zostało do Świąt, więc najwyższy czas rozejrzeć się za choinką. Marzy nam się żywa. Mam już nawet kilka ozdób na nią. Niedawno zasuszyłam w piekarniku plastry pomarańczy i wyszły fajowo. Jeszcze mam jedną, więc ją też niebawem zamienię w świąteczne ozdóbki :) Mamy też lukrowe pałeczki, które Tomek przyniósł z kelnerowania :P Tylko choinki na razie brak, ale myślę, że początkiem przyszłego tygodnia albo nawet jeszcze końcem tego, zaczną pojawiać się pod supermarketami sprzedawcy choinek :) Początkowo (jeszcze w sierpniu) wpadłam na genialny pomysł kradzieży choinki z lasu. Nawet jedną taką malutką sobie upatrzyłam w lesie, ale po głębokim namyśle doszłam do wniosku, że skoro jest śnieg to nasze ślady doprowadzą policję wprost pod nasz magazyn :P Wolę więc nie ryzykować, bo przecież chcemy tu trochę jeszcze zostać, hehe. A do więzienia też nam się nie spieszy :)

Pokażę Wam wczorajszą zorzę, złapaną przez Tomka gdzieś parę minut przed północą:



A tu mam jeszcze kotka, którego bawiło strącanie śniegu z płotka właścicielki naszego magazynu :) Był taki kochany i tak fajnie się bawił, że musiałam mu zrobić parę zdjęć :P


W tym momencie "czarnulek" zauważył, że jakieś wścibskie babsko go fotografuje


i postanowił się zmyć :)


Jak będę miała chwilę wolnego (a ten cudowny moment nadejdzie w czwartek), to spróbuję pochodzić po okolicy i pokazać Wam jak tu jest pięknie zimą :)
Chociaż ta zima nie pod każdym względem jest taka piękna jak mogłoby się wydawać :) Jak dla mnie jest okrutna, bo zasypało moją ścieżkę w lesie (mój skrót), którą codziennie kroczyłam do i z pracy. Raz się wybrałam jak już spadła dosyć duża ilość śniegu i myślałam, że tam padnę. Śniegu było ponad kolana, więc ledwo szłam. Nasypało mi się do butów a do tego zadyszki dostałam :P Bo nie tak łatwo jest "próbować" iść w takim wysokim śniegu i to jeszcze pod górkę. A jak już udało mi się dotrzeć do końca mojego lasku, to okazało się, że nie ma z niego wyjścia! Pług ustawił dwumetrową zaspę centralnie na mojej ścieżynce :/ I musiałam wspinać się po gałęziach obok :/
I tym sposobem zniknął mój skrót pod śniegiem. Muszę czekać aż do maja... Albo i dłużej. Kto wie. Pozostała mi tylko dłuższa droga, kolce pod butami i... kamizelka odblaskowa. To są rzeczy, bez których tutaj ani rusz zimową porą. No chyba, że chcesz się połamać (bo tu niczym nie sypią dróg ani chodników) albo zostać rozjechanym na drodze (bo ciemno). Ja postanowiłam w jednym kawałku dotrwać do wiosny, więc wyglądam (według Tomka) jak "żółw ninja" :P

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna