Odlot Tomka Z.
12 dni minęło jak z bicza strzelił i niestety musiał nadejść dzień odlotu Tomka Z. (chyba zacznę go z powrotem nazywać na blogu Knurek, bo jak piszę Tomek Z. to kojarzy mi się z kryminalistami, których tak właśnie w mediach nazywają, nie chcąc ujawnić ich nazwisk :P). Nie nacieszył się niestety ładną pogodą zbyt długo, bo słonecznych dni miał zaledwie kilka. Ale dobre i tyle. Zawsze mogło przecież lać przez cały jego pobyt :D Najgorsza pogoda była wczoraj, bo cały dzień padał deszcz. Ani na chwilę się nie rozchmurzyło. Z tego wniosek, że Tromsø żegnało go płaczem :) Tomek już o 11:30 powitał lotnisko na Balicach, a teraz jest pewnie w drodze do domu. Współczuję, bo dojazd z Krakowa do domu zajmie mu dużo więcej czasu niż przelot przez całą Norwegię, Szwecję i połowę Polski. My dzisiaj leniuchujemy. Po tym jak odstawiliśmy Knurka na lotnisko, wróciliśmy do domu i położyliśmy się dalej spać. Wstaliśmy dopiero gdzieś koło 11, rozegraliśmy partyjkę remika (ja wygrałam) i poszliśmy na grzyby. Oczywiście mój Tomek nie dał się namówić i wybrał rower. I niech żałuje, bo czasem można ciekawe rzeczy w lesie znaleźć :) I nie mówię tutaj o grzybach... :P A co znalazłam, zostanie moją słodką tajemnicą :P Teraz planujemy jak spędzić wieczór. Karty, ryby czy po prostu łóżko :)
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna