środa, 7 listopada 2012

Z górki na pazurki

U nas jedno wielkie lodowisko. Byłam zmuszona pójść na pocztę i ledwo wróciłam :/ Nie wiem co było gorsze, zejście czy wejście. Schodząc (a właściwie zjeżdżając), ciągnięta przez wózek, mało zębów nie straciłam. Jak to dobrze, że Tomek dał mi kiedyś dobrą radę, żebym zaciągała hamulec w wózku, jak schodzę z górki, to przynajmniej mi Zuźka niechcący nie ucieknie :) Powrót do domu to też nie lada wyzwanie, prawie graniczące z cudem :) Pokonanie górki pokrytej kilkucentymetrową warstwą lodu do najłatwiejszych rzeczy nie należy. A przecież to nie wszystko :) Jeszcze trzeba wziąć pod uwagę pchanie wózka (który do najlżejszych też się nie zalicza) z czterokilogramową Zu(s)zką kluską na pokładzie :D A i jeszcze, żeby było trudniej, to waliło wiatrem prosto w twarz :P Taki to już urok mieszkania na samym szczycie wyspy :)

Ulka mi wczoraj zwróciła uwagę, że już dawno żadnego zdjęcia Zuzi nie zrobiłam. Wzięłam sobie więc jej słowa do serca i pstryknęłam dzisiaj rano kilka :)





Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna