czwartek, 8 listopada 2012

Zet, zet, zet, czyli Zuza złapała złodzieja

Dzisiejszy dzień zapamiętamy na długo! Przeżyliśmy chwile jak z jakiegoś thrilleru :/ Przed godziną czwartą rano mieliśmy włamanie do mieszkania! A czemu mówię, że to Zuzia złapała złodzieja? Bo gdyby nie jej płacz, to z pewnością już nie zobaczylibyśmy naszych laptopów, aparatu, portfeli, telefonów, GPS-a i jeszcze wielu, wielu rzeczy. Może to nas nauczy, że nie trzyma się wszystkich (w miarę cennych) rzeczy na wierzchu :/ Już tłumaczę jak to wszystko się zaczęło. O drugiej nad ranem karmiłam Zuzię, która zasnęła podczas jedzenia, a że nie miałam serca jej budzić, pozwoliłam jej spać na mnie. Około godziny czwartej zrobiło mi się jednak już niewygodnie i przełożyłam ją do kołyski. Zuza ma to do siebie, że gdy tylko wyczuje brak maminego ciepła, od razu się budzi. Tak też było i tym razem. Zaczęła płakać i za nic w świecie nie chciała zasnąć. Postanowiłam ją nakarmić, ale najpierw chciałam się wysikać :P Otworzyłam drzwi sypialni i nagle usłyszałam takie szuszuszu, dochodzące z dołu (sypialnię mamy na górze). Jakiego człowiek ma pecha, bo pierwszy raz zdarzyło nam się nie zamknąć drzwi balkonowych (przez które wszedł włamywacz) i pierwszy raz zdarzyło nam się zamknąć drzwi do sypialni (zawsze śpimy z otwartymi). Jak tylko usłyszałam ten dźwięk, nogi się pode mną ugięły! Cała zaczęłam się trząść! Masakra! Czułam się jak w jakimś strasznym horrorze. Obudziłam natychmiast Tomka i mówię mu, że ktoś jest na dole. A on (jak zwykle opanowany :P) mówi: "No co Ty. Moja kurtka pewnie spadła". Ale ja wiem co słyszałam i nie dałam za wygraną. Udało mi się go przekonać, że naprawdę coś słyszałam. Zszedł na dół, ja zapaliłam światło na schodach i zeszłam zaraz za nim. Schodziliśmy, nie wiedząc co nas czeka na dole! Straszne uczucie. Tak się bałam, że myślałam, że padnę zaraz na zawał serca :P Rozejrzeliśmy się po mieszkaniu w poszukiwaniach złodzieja, ale na szczęście zdążył uciec. Mówię na szczęście, bo kto wie co by mu do głowy przyszło. Mógł mieć broń albo cokolwiek. Grrr, wolę nie myśleć nawet! Myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach się dzieją, a jednak myliłam się. Wszystkie szuflady w salonie były pootwierane, w kuchni przeglądnął kilka szafek i szuflad. Widać było, że szukał czegoś konkretnego. Na podłodze leżały wszystkie lekarstwa, jakie mieliśmy w kuchni. Okazało się, że to na nich najbardziej mu zależało. Szukał też gotówki, ale nic nie znalazł. Szybko rzuciliśmy okiem czy nic wartościowego nam nie zginęło i stwierdziliśmy, że niczego nie wziął. Nie wiemy (i się już nie dowiemy) czy nie po to przyszedł czy po prostu nie zdążył niczego ukraść, bo go spłoszyliśmy. Po śladach na śniegu było widać, że nie tylko nasz balkon odwiedził. Zadzwoniłam na policję (najpierw chwilę się zastanawiałam jaki jest numer i dopiero za drugim razem mi się udało strzelić) i za nim przyjechali, to kapnęłam się, że jednak coś ukradł :P Bożonarodzeniowy prezent dla mojej teściowej, który wczoraj właśnie kupiłam. Chyba mu się spodobała kokardka :P Ale jak tylko przyjechała policja, to złapali włamywacza, którym okazał się narkoman (dlatego też zajął się najpierw przeglądaniem lekarstw). Znaleźli przy nim nasz prezent, czyjś portfel i śrubokręt. Złożyłam zeznanie, troszkę ogarnęliśmy mieszkanie i wróciliśmy do łóżka. Ale zasnąć już nie mogliśmy :/ Śmiałam się do Tomka, że po takiej dawce adrenaliny, to przez dwa dni spać nie będę :) Jak Tomek poszedł do pracy, to miałam schizy, że może włamywacz wcale nie uciekł, tylko schował się za kanapą w salonie i czeka, aż zaśniemy i wyniesie pół domu :P Nasłuchiwałam później każdego odgłosu :)

A co by było, jakby wszedł do nas na górę? I ja w tym czasie otworzyłabym drzwi sypialni i zobaczyłabym go stojącego przede mną? Zawał murowany! :/ Dobrze, że wszystko się dobrze skończyło! Dobrze, że Zuzia płakała i dobrze, że mi się siku zachciało. Szczęście w nieszczęściu!

A najgorsze jest to, że chwilę przed tym jak zdecydowałam się pójść do łazienki, popatrzyłam na drzwi i w tym momencie pomyślałam sobie, że jakby nas ktoś okradał, to byśmy nawet nie usłyszeli! I stało się dokładnie to, co mi przyszło do głowy! Znowu potwierdziło się, że jestem czarownicą. Wszystko przez moje fale theta 7Hz, które znajdują się w mojej głowie. Mam to udowodnione lekarsko, bo wyszło to na badaniu EEG głowy, gdy miałam podejrzenie padaczki, bo dostawałam częściowego paraliżu prawej części ciała. Padaczkę wykluczyli, a przyczyną paraliżu był Aviomarin (lek przeciwwymiotny), który często brałam, żeby dojechać busem do Rzeszowa i nie zbełtać się w trakcie podróży :P To też jest ciekawe, że akurat wczoraj w nocy zapytałam Tomka czy zamknął drzwi balkonowe (oczywiście nigdy tego nie robię) i odpowiedział, że zamknął. Jednak nie zamknął :) Po prostu leniuszkowi nie chciało się wstać i sprawdzić, i dla świętego spokoju powiedział, że są zamknięte, hehe.

To kiedyś znalazłam o tych falach Theta:

THETA - częstotliwość fal mózgowych od 4 do 7Hz
Jest to częstotliwość towarzysząca nam zwykle przez większą część snu. Świadomość może wtedy funkcjonować tylko w jednym wymiarze, który charakteryzuje głębsze poziomy medytacji i koncentracji. Będąc świadomym przy tej częstotliwości fal mózgowych, mamy możliwość kontroli fizycznego bólu, a w niektórych przypadkach nawet krwawienia. Często ludzie w szoku miewają takie "nadprzyrodzone" zdolności, jednak ich nie kontrolują. Zakres ten odpowiada za takie fenomeny jak: projekcje astralne, świadome śnienie, telepatia i prawdopodobnie telekineza, nieświadome rozwiązywanie problemów. Te częstotliwości występują podczas głębokiej medytacji, mamy wtedy dostęp do całej pamięci naszego mózgu.

Wyróżniamy dwa poziomy Theta: Theta niska (od 4Hz do 5,5Hz) oraz Theta wysoka (od 5,5 do 7Hz)
Fale theta o stosunkowo wysokiej amplitudzie dochodzącej do 100 mikrowoltów można niekiedy zarejestrować na okolicą skroniową (ja mam skroniową) i ciemieniową.

Już nie raz zdarzyło mi się przewidzieć coś co za chwilę ma się wydarzyć. W sumie mogłoby to być fajne, ale szkoda, że nie mogę temu "widzeniu" zapobiec. Jedno z najgorszych, które miałam miało miejsce podczas studiów. Na ćwiczeniach z literatury rosyjskiej przyszła do mnie myśl, że ktoś zaraz dostanie ataku padaczki... Nie minęło kilka sekund i usłyszałam dziwne odgłosy, dochodzące z tyłu sali... Ataku padaczki dostała jedna z dziewczyn z profilu nauczycielskiego! Straszne to było :( Wróciłam do domu i przez cały dzień ryczałam, że to moja wina, że ja na nią to sprowadziłam. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to wszystko przez fale, siedzące w mojej głowie. Ja tego nie robię, ja tylko widzę coś, co za chwilę ma się wydarzyć :) Dziwna jestem, wiem :P

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna