piątek, 26 sierpnia 2011

Patrząc w otchłań...

Coś ostatnio zaniedbuję się w pisaniu bloga, a to wszystko przez to, że po 7 godzinach patrzenia "w otchłań" (czyli czyszczenia kibli :P) nie mam siły na nic. Przychodzę z hotelu, biorę prysznic, leżę, leżę i dalej leżę :) Od czasu do czasu Tomek namówi mnie na partyjkę tysiąca albo zmusza mnie do oglądania wszystkich części "Piratów z Karaibów" :) A wracając do pracy pokojówki, to w sumie nie jest źle. Wiadomo, że sprzątanie łazienek czy pokoi hotelowych do najprzyjemniejszych rzeczy nie należy (np. ostatnio sprzątaliśmy pokój narkomana :/) , ale przynajmniej duża kasa z tego jest, a i zawsze można przynieść do domu coś, co goście zostawili. Więc trafi się co jakiś czas coś fajnego. Na przykład dzisiaj przyniosłam banany, brzoskwinię, sałatkę z buraków, bułki, piwo, jogurt, sok jabłkowy, balsam do ciała, szynkę i zestaw plastrów :P I oczywiście wszystko świeże i oryginalnie zapakowane :)

U nas pogoda rewelacyjna, cały czas słońce świeci, grzyby rosną (nawet prawdziwki już się pokazały) i już odliczam czas do przeprowadzki :D
Tomek do pracy poszedł dziś dopiero na 17:30 i zrobił pyszniutki obiad. Zaserwował dorsza w cieście i talarki :) Mmmm, pychotka.

Pozdrowienia ze słonecznej Północy, gdzie wreszcie w nocy jest ciemno! :*

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna