poniedziałek, 19 września 2011

Coś na słodko, czyli "marchewkowy placek"

Jednak mi się upiekł :) Wspomniane w poprzednim poście ciasto było bardzo dobre! Mówię było, bo już go prawie nie ma :P A to znaczy, że smakowało :)

Tak wyglądał placek przed włożeniem do piekarnika:

A tak jakieś 35 minut później:

Dzięki Ania! :)

Zapomniałam się pochwalić, że w piątek byliśmy z Tomkiem na grillu w Polance :) Zajmowaliśmy honorowe miejsce na stole :P Rozmawialiśmy przez skype z moją rodzinką (która grillowała pod wiatką, piła i jadła kiełbasy, a mojemu Tomkowi tylko ślinka ciekła), a laptop z nami leżał na stole i czuliśmy się jakbyśmy tam byli :) Internet, laptop, kamera, skype, wszystko to fajna sprawa, bo chociaż jesteś prawie 4 tysiące kilometrów od domu, to dzięki temu nie tęsknisz aż tak bardzo, bo się widzisz, słyszysz :) Szkoda tylko, że zapachów nie czujesz :P Na przykład gołąbków czy pierogów, hehe. Ale wszystko przed nami, technika idzie do przodu, więc kto wie... :D

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna