czwartek, 8 września 2011

To się nazywa zakupoholizm :p

Korzystając z dnia wolnego od pracy wybrałam się na policję załatwić sobie pozwolenie na pobyt, a wracając ("przypadkowo") mijałam kilka sklepów z ciuchami :) No i oczywiście do kilku z nich zaglądnęłam. Ale mówię, zupełnie przypadkowo :P Nie to, żebym chciała, po prostu nogi mnie tam same zaprowadziły :P I również zupełnie "przypadkowo" ujrzałam cudowny napis: "salg" :) Nie mogąc się oprzeć pokusie, podeszłam do przecenionych rzeczy i znalazłam super promocję w Cubusie: "5 for 50", co w przeliczeniu na złotówki daje 5 rzeczy za jedyne 25 zł! Rewelacja!

No i kupiłam 4 pary szortów i coś, co nie wiem jak nazwać. Coś takiego jakby body tylko, że z nogawkami. 2 pary szortów dla siebie a reszta rzeczy dla Paszczaka, bo na nią tylko rozmiar został. Ale że było tak tanio, to kupiłam :) A co?! :) Paszczaka pewnie wszyscy znają, a jeśli jest ktoś, kto jej jeszcze nie poznał, to wyjaśniam, że Paszczak to moja najmłodsza siostrzenica. Ona jakby ubrała na siebie worek na ziemniaki, to i tak by ładnie w nim wyglądała. Niesprawiedliwość :/

To nie koniec moich zakupów, bo kupiłam jeszcze czapkę w H&M :P
Jednak najlepsze zakupy zrobiłam we Fretex'ie (to taki sklep, jakby szmateks, w którym sprzedają rzeczy wyrzucone przez Norwegów).

Znalazłam tam świetne brązowe rzymianki, okulary przeciwsłoneczne niebieski portfel i... nowy 6-osobowy namiot!!! Za namiot zapłaciłam jedyne 100 zł :) Więc się baaardzo, ale to baaaardzo opłacało! :) Przerażała mnie jedynie wizja doniesienia go do naszego magazynu, bo ważył chyba ponad 20kg :( Ledwo szłam... Po 10 minutach "iścia" zwątpiłam (musiałam iść pod górę, bo niestety mieszkamy po drugiej stronie wyspy i najpierw musimy wejść na szczyt, a potem z niego zejść :/), siadłam na pierwszej lepszej ławce i stwierdziłam, że dalej nie idę, bo wykituję na zawał! Zadzwoniłam do znajomych i przybyli mi z pomocą :) Pożyczyli mi rower, na który zapakowałam mój cudowny ogromny namiot, zakupy i torebkę, i zaczęłam go pchać pod górę. Jakoś dotarłam do domu :) Ledwo, bo ledwo, ale doszłam :)

I jak kończy się mój dzień wolny od pracy? Jak zwykle - zakupami :) A miałam siedzieć w domu i gotować ogórkową... Zamiast ogórkowej była pizza :P Też dobra :)

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna