Piątkowa indyjska parapetówka
Ostatnio znowu trochę zaniedbałam bloga. A wszystko przez to, że doba ma tylko 24 godziny, a my mamy 1 laptopa :P
W piątek byliśmy na imprezce indyjskiej zorganizowanej przez Anię i Patrycję. To było coś w rodzaju parapetówki. Co najlepsze dziewczyny przeprowadzały się już 4 razy w tym roku :) Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat indyjska a nie polska, więc już wyjaśniam :)Dziewczyny podróżowały sporo czasu po Indiach, a że ten kraj im się strasznie spodobał i przywiozły stamtąd mnóstwo indyjskiego jedzenia, błyskotek i strojów (nie mogło zabraknąć też pasów do tańca brzucha, które największą popularnością cieszyły się wśród męskiej części imprezy :P), więc wymyśliły sobie, że zrobią tematyczną imprezę wprowadzinową. Nawet Tomek dał się namówić na taniec brzucha. Najzabawniejszym tancerzem jednogłośnie okrzyknięto dużego Krzyśka (jeszcze większy niż Tomek), któremu brzuch zakrył cały pas i prawie nie było go spod niego widać :P Przynajmniej było się z czego pośmiać :) Ja nie dałam się namówić na hulanki, ale za to skusiłam się na tatuaż z henny. Mam go do tej pory na prawej ręce i niestety zostanie tu przez najbliższe 2 tygodnie :/ Myślałam, że będzie ładniejszy, ale jednak się myliłam :P Przypomina kwiat paproci, ale mi to wygląda bardziej jak jakieś poparzenie :/ Chyba zbyt wcześnie zdrapałam hennę :P No i teraz trzeba to paskudztwo chować przed wzrokiem innych :/ A co mnie cieszyło najbardziej na indyjskim wieczorku? Jak to co? Jedzenie! :) Było pychotka. Bardzo smakowała mi też herbata z mlekiem zwana Chai Latte. Na indyjski wieczorek byli zaproszeni nie tylko Polacy. Wśród gości byli też Rosjanie, Nepalki (jedna z nich wróżyła mi kiedyś z ręki), Czech i Koreańczyk, który przyniósł jakąś bardzo smaczną koreańską potrawę narodową. Zastanawialiśmy się czy był to gotowany pies, kot czy szczur..., ale w każdym razie kot czy nie kot, ważne, że było pyszne :)
W piątek byliśmy na imprezce indyjskiej zorganizowanej przez Anię i Patrycję. To było coś w rodzaju parapetówki. Co najlepsze dziewczyny przeprowadzały się już 4 razy w tym roku :) Pewnie zastanawiacie się dlaczego akurat indyjska a nie polska, więc już wyjaśniam :)Dziewczyny podróżowały sporo czasu po Indiach, a że ten kraj im się strasznie spodobał i przywiozły stamtąd mnóstwo indyjskiego jedzenia, błyskotek i strojów (nie mogło zabraknąć też pasów do tańca brzucha, które największą popularnością cieszyły się wśród męskiej części imprezy :P), więc wymyśliły sobie, że zrobią tematyczną imprezę wprowadzinową. Nawet Tomek dał się namówić na taniec brzucha. Najzabawniejszym tancerzem jednogłośnie okrzyknięto dużego Krzyśka (jeszcze większy niż Tomek), któremu brzuch zakrył cały pas i prawie nie było go spod niego widać :P Przynajmniej było się z czego pośmiać :) Ja nie dałam się namówić na hulanki, ale za to skusiłam się na tatuaż z henny. Mam go do tej pory na prawej ręce i niestety zostanie tu przez najbliższe 2 tygodnie :/ Myślałam, że będzie ładniejszy, ale jednak się myliłam :P Przypomina kwiat paproci, ale mi to wygląda bardziej jak jakieś poparzenie :/ Chyba zbyt wcześnie zdrapałam hennę :P No i teraz trzeba to paskudztwo chować przed wzrokiem innych :/ A co mnie cieszyło najbardziej na indyjskim wieczorku? Jak to co? Jedzenie! :) Było pychotka. Bardzo smakowała mi też herbata z mlekiem zwana Chai Latte. Na indyjski wieczorek byli zaproszeni nie tylko Polacy. Wśród gości byli też Rosjanie, Nepalki (jedna z nich wróżyła mi kiedyś z ręki), Czech i Koreańczyk, który przyniósł jakąś bardzo smaczną koreańską potrawę narodową. Zastanawialiśmy się czy był to gotowany pies, kot czy szczur..., ale w każdym razie kot czy nie kot, ważne, że było pyszne :)
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna