sobota, 1 października 2011

Już za parę dni, za dni parę...

No może troszkę więcej niż parę, bo za 52 dni lecimy na 11 dni do domu! :) Już się nie mogę doczekać i już zacznę odliczać dni (jak zwykle zresztą kiedy na coś czekam :P). Od miesiąca zastanawialiśmy się czy wracać na Święta Bożego Narodzenia do Polski, ale bilety są tak drogie (nie żebyśmy byli sknerusami czy coś :P), że postanowiliśmy odwiedzić Krosno wcześniej, a mianowicie wylatujemy 21 listopada, a wracamy 1 grudnia!

Więc trochę czasu pobędziemy z rodzinkami :) W sumie to jeszcze nie wiem czy szef da mi urlop, bo mu o tym nic nie wspominałam, ale w poniedziałek postawię go przed faktem dokonanym, bo wczoraj kupiłam już bilety, hehe. Uuuu, ale się cieszę :) Tomek zresztą też :) A wiecie z czego cieszy się prawie tak samo jak z powrotu do domu? Z tego, że pierwszy raz poleci samolotem!
I teraz czas zacząć coś, co ja lubię najbardziej (Tomek troszkę mniej :P), czyli... kupowanie prezentów pod Choinkę :) Już nawet kilka mamy. Ale jeszcze duuużo kupowania przed nami, bo przecież rodziny mamy duuuże. Przynajmniej ja mam ogromną, bo u Tomka tylko 4 osoby.

Teraz trochę z innej beczki :P
Jako, że ten weekend mam wolny, to wczoraj poszliśmy z dziewczynami i Marcinem na imprezę. Tak mi się nie chciało, że Wam mówię... :/ Ale obiecaliśmy Ani i Patrycji, więc poszliśmy :P Nie było zbyt fajnie, bo byliśmy w 2 lokalach, ale wszędzie grali "umc, umc", za czym nie za bardzo przepadamy. Ale jakoś udało nam się wytrwać do po 3. Po imprezie poszliśmy na frytki i ja do spania, a Tomek - na lotnisko. Po co? Bo odwoził Patrycję na samolot, bo miała lot do Polski o 6 rano :P Więc ja słodko spałam, a ten biedak nie :p
Dzisiaj idziemy na 31 urodziny do Nadine, tej Niemki, o której już we wcześniejszych postach wspominałam. I znowu będzie nieprzespana noc... Chyba się już starzeję, bo wolę spać niż imprezować :P Wczoraj po pracy pojechaliśmy kupić jej prezent, a przy okazji chcieliśmy kupić też ziemniaki do obiadu. Dzień wcześniej kupiliśmy na promocji żeberka i zamarzyły mi się żeberka w miodzie, ale niestety jak je usmażyłam, to prawie tam mięsa nie było. Same kości :( Mięsa może było (dosłownie!) na 2 gryzy :( No i wracając do tych ziemniaków, (bo zaraz wątek zgubię) poszliśmy kupić ziemniaki, a wyszliśmy z... nartami dla Tomka :P O takie sobie kupił:

My jednak nie możemy wychodzić z domu, bo zawsze coś kupimy, hehe. Ale jak się oprzeć 70% przecenom?! Nie da się :P

Dobra, idę sobie zrobić śniadanie, bo się głodna zaczynam robić. Tomek jeszcze śpi. Do zobaczenia w Polsce już za 52 dni, albo 50 (nie licząc dzisiejszego i dnia przylotu :P)

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna