niedziela, 3 czerwca 2012

Fiesta, fiesta, czyli gorące klimaty na zimnej Północy

Patka i Ania (dziewczyny, które na kilka miesięcy wybrały się w podróż do Ameryki Południowej) chciały podzielić się z nami słońcem południowych plaż. I udało im się to w 100% :) Zorganizowały wczoraj imprezkę pod nazwą: "America Latina Tribute Party". Zakochałam się w stroju Patrycji, zakupionym w Argentynie i kolczykach-arbuzach Ani :) Parter akademika udekorowały tradycyjnymi meksykańskimi wzorami (wprawdzie wycięły je z kolorowych worków na śmieci, ale wyglądały ładnie :P), z głośników leciały tylko latynoskie rytmy (oczywiście nie zabrakło "Ei se eu te pego"), a na stołach królowały południowe owoce i alkohol. Z czego jedna z butelek nie przypadła większości zaproszonych do gustu :P Andriej stwierdził, że smakuje gorzej niż samogon, a reszta zgodnie przyznała, że ten smak przypomina im "Amol" :D Ja mam to szczęście, że nie piję, więc nie musiałam tego "smakołyku" próbować :) A pod sufitem wisiała "piniata" (a właściwie dwie). Nie wiedząc jak wam wytłumaczyć co to jest, zaglądnęłam do Wikipedii :) A więc "piniata" to "Zabawa polegająca na strąceniu specjalnie przygotowanej kuli wypełnionej przeważnie słodyczami...". No to już mniej więcej wiadomo o co chodzi :P Nasze imprezowe "piniaty" trochę odbiegają od tej definicji, ale to tylko z braku cukierków (zamiast nich w środku były konfetti zrobione z (naturalnie :P) worków na śmieci, a sama kula była obklejona gazetami i (znowu) workami na śmieci, bo dziewczyny nie miały bibuły. Ale liczą się chęci :) Mi się bardzo podobało! Na zdjęciu Tomek i Patka w jakiejś chyba salsie, a nad ich głowami właśnie "piniata":
Ulka depcząca pozostałości po "piniacie":
A tu Ania w meksykańskim stroju i jej arbuzy :D
Takie były szaleństwa na parkiecie, że nasz aparat nie nadążał :P

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna