Niedziela
I nadeszła niedziela (długo wyczekiwany dzień odpoczynku przez Tomka). Wczoraj niby miał wolne, ale nie miał kiedy odpocząć. Za to dzisiaj sobie odbije :) Wstaliśmy o 11 i dzień zaczęliśmy od zjedzenia parówek z Polski. Mama zabrała się za gotowanie rosołu i robienie domowego makaronu do niego. I tym sposobem zabrała Tomkowi ostatnie jajka z lodówki :) A marzył o jajecznicy :P Tomek z kolei wziął się za robienie drugiego dania. A wymyślił shoarmę :) Wprawdzie nie będzie to shoarma ze Sphinx'a, ale może chociaż w jakimś stopniu będzie ją przypominała. Do tego frytki i "Sos Tysiąca Wysp" i jakieś 2 kg do przodu :P A za co ja się zabrałam? Za jedzenie sernika z borówkami, zrobionego wczoraj przez Ulę :) Lubię ten podział obowiązków, hehe.
W sumie to miałam wczoraj jeszcze coś napisać, bo nie wróciliśmy późno, ale mi się już nie chciało. Doszłam do wniosku, że dzisiaj coś naskrobię. No więc, udało nam się szczęśliwie dojechać i wrócić ze Szwecji. Obyło się bez żadnych niemiłych niespodzianek. Najbardziej baliśmy się o auto, ale dało radę! Szwecja okazała się dużo brzydsza niż Norwegia, a droga przez nią nudna. Jedyne co zasługuje na plus to niższe ceny w sklepach. Udało nam się znaleźć kilka minut w Kirunie i skoczyliśmy na zakupy. Nadine nam powiedziała, że w Szwecji mięso jest dużo tańsze niż tu, więc z rady skorzystaliśmy i wracaliśmy do domu z kilkoma (albo i kilkunastoma) kilogramami mięcha w bagażniku :) Stąd te dzisiejsze rarytasy na obiad :) Po drodze zakochałam się chyba z dwadzieścia razy w norweskich domkach zbudowanych na szczycie jakiejś góry niedaleko granicy ze Szwecją. Strasznie żałuję, że nie wzięłam ze sobą aparatu! Też chcę mieć kiedyś takie cudeńko! Ale jeszcze chyba dużo kibli muszę posprzątać, żeby na takie coś zarobić :P Ale marzenia trzeba mieć :) I tym optymistycznym zdaniem zakończę pisanie i siadam do kart, bo już na mnie czekają.
A to dla tych co wczoraj popili, a jutro do roboty :P
Zapomniałabym o najważniejszym! Dziś 26-sty, a to oznacza, że jeszcze równy miesiąc i Zuzia wychodzi :) Zaczynam odliczanie! :D
W sumie to miałam wczoraj jeszcze coś napisać, bo nie wróciliśmy późno, ale mi się już nie chciało. Doszłam do wniosku, że dzisiaj coś naskrobię. No więc, udało nam się szczęśliwie dojechać i wrócić ze Szwecji. Obyło się bez żadnych niemiłych niespodzianek. Najbardziej baliśmy się o auto, ale dało radę! Szwecja okazała się dużo brzydsza niż Norwegia, a droga przez nią nudna. Jedyne co zasługuje na plus to niższe ceny w sklepach. Udało nam się znaleźć kilka minut w Kirunie i skoczyliśmy na zakupy. Nadine nam powiedziała, że w Szwecji mięso jest dużo tańsze niż tu, więc z rady skorzystaliśmy i wracaliśmy do domu z kilkoma (albo i kilkunastoma) kilogramami mięcha w bagażniku :) Stąd te dzisiejsze rarytasy na obiad :) Po drodze zakochałam się chyba z dwadzieścia razy w norweskich domkach zbudowanych na szczycie jakiejś góry niedaleko granicy ze Szwecją. Strasznie żałuję, że nie wzięłam ze sobą aparatu! Też chcę mieć kiedyś takie cudeńko! Ale jeszcze chyba dużo kibli muszę posprzątać, żeby na takie coś zarobić :P Ale marzenia trzeba mieć :) I tym optymistycznym zdaniem zakończę pisanie i siadam do kart, bo już na mnie czekają.
A to dla tych co wczoraj popili, a jutro do roboty :P
Zapomniałabym o najważniejszym! Dziś 26-sty, a to oznacza, że jeszcze równy miesiąc i Zuzia wychodzi :) Zaczynam odliczanie! :D
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna