Zawał prawie murowany
Weekend powinien kojarzyć się z czymś miłym. Powinien, ale miniony weekend do miłych w żaden sposób zaliczyć nie mogę! Niestety dzień, w którym Twoje, niespełna roczne, dziecko w środku nocy zabiera pogotowie, zapamięta się na długo... Widok malutkiego chłopca, którego całe ciałko drga, pręży się, sztywnieje, dziecka, z które z przerażeniem w maleńkich oczkach traci kontakt z rzeczywistością, szybko z pamięci się nie wymaże! :(
Co to było? Drgawki gorączkowe! Coś, co przypomina atak padaczki, ale na szczęście nim nie jest. Boję się teraz zasnąć. Szczególnie, gdy lekarze powiedzieli, że niestety jest duże prawdopodobieństwo, że to znowu może się wydarzyć. Ja jednak mam cichą nadzieję, że się nie powtórzy! Choć te drgawki nie są strasznie niebezpieczne, to niestety ich widok jest przerażający. Warto jednak wiedzieć, jak w takiej sytuacji należy postępować.
W szpitalu jak w hotelu, na warunki i personel złego słowa powiedzieć nie mogę! Przemili lekarze i pielęgniarki, dla których pacjent jest najważniejszy! A dbają nie tylko o małych pacjentów, ale także o ich rodziców (niestety rzadko spotykane w polskich niepublicznych placówkach służby zdrowia, gdzie matka nie dość, że musi za siebie zapłacić, to jeszcze nie dostanie swojego łóżka). Dostaliśmy prywatny pokój z własną łazienką i ... konsolą playstation 3 na ścianie :) Co chwilę, ktoś ze szpitalnego personelu przychodził sprawdzić czy wszystko z Dominikiem w porządku i czy aby ja nie jestem głodna. A że ja wiecznie nienajedzona, to i posiłki mi donosili.
A tu już w pokoju zabaw w oczekiwaniu na tatę :)
Szkoda, że nie ma obowiązkowych kursów z pierwszej pomocy dla niemowląt i starszych dzieci, organizowanych dla rodziców z najczęściej pojawiających się nagłych wypadków. Wystarczy krótki film o tym jak zachowuje się dziecko podczas jakiegoś ataku, zakrztuszenia czy czegokolwiek innego, i jak rodzic lub opiekun powinien się wtedy zachować. Później poćwiczyć na fantomach, i o ile zdrowsi i spokojniejsi byśmy wtedy byli.
Teraz już wiem, że w przypadku kolejnych drgawek powinnam dziecko ułożyć na czymś miękkim (najlepiej na łóżku), w pozycji bocznej, z główką poniżej tułowia. Wiem, że nie powinnam ograniczać tych skurczów rączek i nóżek, i za nic w świecie nie mogę próbować podawać cyca, żeby je trochę chociaż uspokoić. To, że mam rozebrać dziecko i robić mu zimne okłady, też już wiem.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i po nocy spędzonej w szpitalu, zostaliśmy wypisani do domu. Dominik strasznie zmęczony, ale zadowolony wrócił do swych czterech kątów, choć do tej pory jeszcze nie może tego odespać. Misiu mój!
No dobra, jest jedna rzecz, z której zadowolona nie byłam. Numer alarmowy! Zadzwoniłam pod 113, chcąc wezwać pogotowie, a w słuchawce odzywa się policjant, który mówi mi, że muszę zadzwonić na numer 113! No przecież dzwonię! Mówię mu, że właśnie pod taki numer dzwonię, a on dalej swoje, że mam zadzwonić na 113. Zgłupiałam! Myślę, może i ma rację, może faktycznie zadzwoniłam pod jakiś inny. Rozłączam się więc i ponownie wybieram numer. 113 oczywiście! I co?! I znowu odbiera ten sam koleś! No nie! I po raz kolejny mówię, że chcę wezwać karetkę, a on brnie w zaparte, że muszę zadzwonić pod 113... Nie, to się nie dzieje na prawdę, hehe. No przecież dzwonię! Tłumaczę mu, że wybrałam jeden, jeden, trzy... a tu znowu on się odzywa :P W końcu postanowił mnie przełączyć. I tak, przez takie coś mijają cenne sekundy...
Co to było? Drgawki gorączkowe! Coś, co przypomina atak padaczki, ale na szczęście nim nie jest. Boję się teraz zasnąć. Szczególnie, gdy lekarze powiedzieli, że niestety jest duże prawdopodobieństwo, że to znowu może się wydarzyć. Ja jednak mam cichą nadzieję, że się nie powtórzy! Choć te drgawki nie są strasznie niebezpieczne, to niestety ich widok jest przerażający. Warto jednak wiedzieć, jak w takiej sytuacji należy postępować.
W szpitalu jak w hotelu, na warunki i personel złego słowa powiedzieć nie mogę! Przemili lekarze i pielęgniarki, dla których pacjent jest najważniejszy! A dbają nie tylko o małych pacjentów, ale także o ich rodziców (niestety rzadko spotykane w polskich niepublicznych placówkach służby zdrowia, gdzie matka nie dość, że musi za siebie zapłacić, to jeszcze nie dostanie swojego łóżka). Dostaliśmy prywatny pokój z własną łazienką i ... konsolą playstation 3 na ścianie :) Co chwilę, ktoś ze szpitalnego personelu przychodził sprawdzić czy wszystko z Dominikiem w porządku i czy aby ja nie jestem głodna. A że ja wiecznie nienajedzona, to i posiłki mi donosili.
A tu już w pokoju zabaw w oczekiwaniu na tatę :)
Szkoda, że nie ma obowiązkowych kursów z pierwszej pomocy dla niemowląt i starszych dzieci, organizowanych dla rodziców z najczęściej pojawiających się nagłych wypadków. Wystarczy krótki film o tym jak zachowuje się dziecko podczas jakiegoś ataku, zakrztuszenia czy czegokolwiek innego, i jak rodzic lub opiekun powinien się wtedy zachować. Później poćwiczyć na fantomach, i o ile zdrowsi i spokojniejsi byśmy wtedy byli.
Teraz już wiem, że w przypadku kolejnych drgawek powinnam dziecko ułożyć na czymś miękkim (najlepiej na łóżku), w pozycji bocznej, z główką poniżej tułowia. Wiem, że nie powinnam ograniczać tych skurczów rączek i nóżek, i za nic w świecie nie mogę próbować podawać cyca, żeby je trochę chociaż uspokoić. To, że mam rozebrać dziecko i robić mu zimne okłady, też już wiem.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i po nocy spędzonej w szpitalu, zostaliśmy wypisani do domu. Dominik strasznie zmęczony, ale zadowolony wrócił do swych czterech kątów, choć do tej pory jeszcze nie może tego odespać. Misiu mój!
No dobra, jest jedna rzecz, z której zadowolona nie byłam. Numer alarmowy! Zadzwoniłam pod 113, chcąc wezwać pogotowie, a w słuchawce odzywa się policjant, który mówi mi, że muszę zadzwonić na numer 113! No przecież dzwonię! Mówię mu, że właśnie pod taki numer dzwonię, a on dalej swoje, że mam zadzwonić na 113. Zgłupiałam! Myślę, może i ma rację, może faktycznie zadzwoniłam pod jakiś inny. Rozłączam się więc i ponownie wybieram numer. 113 oczywiście! I co?! I znowu odbiera ten sam koleś! No nie! I po raz kolejny mówię, że chcę wezwać karetkę, a on brnie w zaparte, że muszę zadzwonić pod 113... Nie, to się nie dzieje na prawdę, hehe. No przecież dzwonię! Tłumaczę mu, że wybrałam jeden, jeden, trzy... a tu znowu on się odzywa :P W końcu postanowił mnie przełączyć. I tak, przez takie coś mijają cenne sekundy...
Komentarze (0):
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna