wtorek, 25 października 2011

Pizzakveld

Wczoraj byłam w pizzerii Yonas w porcie. To ten czerwony budynek poniżej:


Wyjście do tej pizzerii z załogą Scandica planowane było już od ponad dwóch tygodni. Mieliśmy się spotkać o 17 na miejscu, a że ja kończę pracę o 15:30, to z językiem na brodzie gnałam do domu, żeby wziąć prysznic i się przebrać. Dotarłam do domu w rekordowym tempie, bo zajęło mi to tylko 20 minut i pobiegłam prosto pod prysznic. Później szybkie szukanie w co się mam ubrać (mój odwieczny problem, bo przecież nie mam żadnych ciuchów :P) i równie szybko (albo nawet i szybciej) z niego wyszłam. I znowu pobiłam swój rekord, bo do centrum dotarłam też w jakieś niecałe 20 minut, a to jest wyczyn :) Już z daleka zobaczyłam czekającą na mnie Nadine. Ledwo ją poznałam, bo zawsze ją widzę w uniformie Scandica :) A tu, kozak na obcasie, jeansy, koszula, makijaż i fryzura. Normalnie inna osoba :) Nawet Reeta z Finlandii była w szoku jak my "inaczej" wyglądamy, hehe :) Trzeba się czasem odchamić i zrzucić z siebie ubranie robocze :P
Przy wejściu spotkaliśmy się z norweżką Lise i jej chłopakiem, a w środku czekał już na nas nasz manager Jarle, Reeta i dwójka Norwegów - Marthe i Magnus. Ci ostatni pracują w hotelu tylko co drugi weekend. Po chwili dotarł do nas jeszcze Andreas, który też pracuje tylko dwa weekendy w miesiącu. Po długich namysłach zamówiliśmy 3 ogromne Taco pizze i 2 małe. Jak się później okazało, zdecydowanie za dużo :P W zupełności wystarczyłyby 2 duże i 2 małe, ale jak to mówią, jak człowiek głodny, to by oczy jadły :) Tak wygląda wspomniana Taco pizza (zdjęcie ściągnęłam z internetu :):


Muszę przyznać, że ta Taco pizza to chyba najlepsza pizza jaką w życiu jadłam. Nawet chyba smakiem przebiła pizzę z karkówką z Rymanowa Zdroju :) Boska, mówię Wam... A ile kosztowała, uuuuu, lepiej nie mówić :P Bo aż szkoda się robi, jak sobie pomyślę ile pieniędzy znajduje się teraz w moim żołądku :P No i napoje też były sponsorowane przez nasz hotel, więc ani korony nie wydałam. Takie imprezki to lubię :) Oby częściej były :P
Jak tylko pizza zniknęła z talerzy, Norwegowie wstali od stołu, podziękowali i... poszli do domu. My z Nadine się tylko po sobie popatrzyłyśmy, oczy wywaliłyśmy o co chodzi, a jedna z Norweżek wstała i mówi, że tak właśnie wygląda każda norweska impreza - zjedzą i się rozchodzą. Trochę się zdziwiłam, bo w Polsce siedzi się do upadłego :) A tu, raz dwa i po zabawie :P Śmiesznie trochę. Ale nie ma się co w sumie dziwić, bo Norwegowie nie należą do zbyt towarzyskich nacji, nie to co ich wschodni sąsiedzi :D
No i tak się porobiło, że dłużej się szykowałam na wyjście do pizzerii niż tam siedziałam :P Cóż, takie jest życie... :D

A dzisiaj mam wolne i sobie odpoczywam po ciężkim tygodniu w pracy. Muszę tylko wyjść z mojej norki, bo do banku się wybieram. Przyznali mi Norweski Numer Personalny (coś w rodzaju naszego polskiego peselu) i muszę przez to zmienić kartę do bankomatu, bo na niej mam tylko napisany tymczasowy numer, tzw. D-nummer. Ale to pewnie zrobię za jakieś 2 godzinki, bo teraz mi się nie chce.

Ale się spisałam :P Aż mnie palce bolą od klikania w klawiaturę :P To do następnego wpisu! Ha det bra! :D

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna