sobota, 24 marca 2012

Kartoników przerwa w zabawę w Wikingów 2

Byliśmy w Polsce. Wprawdzie na krótko, bo tylko tydzień spędziliśmy w domu, ale zawsze to coś. Przecież lepszy tydzień niż nic :) Niestety co dobre szybko się kończy, więc już następnego dnia wpadliśmy ponownie w wir harówy :/ Ale nie ma co narzekać, bo za niedługo święta i kolejne dni wolne od pracy :) A mam ich duuuużo, bo aż dziewięć :) Oj, sobie odpocznę!

A w domu impreza goniła imprezę :) Jak to w Polsce bywa :) Fajnie było :) Sobotnia impreza też myślę się udała :P Jakże mogłoby być inaczej jak towarzystwo jak zwykle doborowe :) (Tutaj wszystkich pozdrawiam :) i żałuję, że zobaczymy się dopiero w grudniu). Podzieliliśmy się na 3 części: Ci przy stole w jadalni prowadzili "kółko wokalne" (bez gry Krzyśka na akordeonie i śpiewu innych się nie obyło), Ci przy okrągłym stoliku uprawiali hazard (najpierw grając w ruletkę, a potem w pokera), a Ci ostatni oblegli kanapy i zajęli się plotkami. Jak się domyślacie, ja siedziałam na kanapie :P Lokal też pierwsza klasa :) Siostra nie bała się i udostępniła nam swój dom, hehe. Prawie obyło się bez zniszczeń :P Nie licząc porysowanej podłogi, wygiętych nóg jednego z krzeseł, wciśniętego w komin gwoździa przytrzymującego zegar i podartych spodni Bogdana, to nic się nie stało :D
Już czekam na imprezę numer 3 :P Tylko ciekawe kto teraz zgodzi się na pożyczenie domu :P

Długo się zastanawiałam jakie zdjęcia upublicznić i wybrałam tylko kilka. Jak zwykle dla dobra uczestników zabawy :P

Zacznę od babeczek Rumuna, które zrobiły furorę:


Wspomniana ruletka (a na pierwszym planie nasz Pan Policjant, oj nieładnie, nieładnie tak władzy hazard uprawiać i zły przykład obywatelom dawać) :P


"Kółko wokalne":


I plotkarze:


Nie obyło się też bez tańców :) A wszystko skończyło się o 02:30.

Aha, muszę Wam to pokazać :P W poniedziałek mój tata i Tomek planowali trasę z Krakowa do Małogoszcza. Po tym jak moi rodzice mieli odwieźć nas we wtorek na lotnisko, mieli pojechać do koleżanki mojej mamy. I tak oto wyglądało owe planowanie :D

Według Taty :)


i według Tomka:


Ach ta różnica pokoleń :)

czwartek, 22 marca 2012

Poznajcie Pestka ♥

Przedstawiam Wam naszego Pestka ♥♥♥ Wiek: 12 tygodni i 6 dni, wzrost: 6,52 cm (teraz jest już starszy o tydzień i większy pewnie o jakiś centymetr :P).



niedziela, 11 marca 2012

Wiosno, gdzie jesteś?

Co się u nas nie dzieje?! Jak nie deszcz do południa, to po południu śnieżyca. Ja nie wiem. Świat zwariował. Dzisiaj tak piździło śniegiem, że ledwo doszłam do domu. Szłam pod wiatr i dostawałam tym mokrym śniegiem prosto w twarz :/ Niezbyt fajne uczucie :P Co kilka metrów musiałam zdzierać z buźki warstwę przyklejonego śniegu. Na początku mnie to bawiło, ale już później wcale a wcale mi do śmiechu nie było. Twarz mi zamarzała, a ja biedna nie nadążałam z jej odśnieżaniem :P Jest jeden plus - miałam darmową krioterapię twarzy. Takie moje maleńkie (niechciane) norweskie SPA :D

Jakimś cudem udało mi się przedrzeć przez te śniegi. Ale stwierdzam, że na polarnika się nie nadaję :)

czwartek, 8 marca 2012

8 marca, czyli Dzień Kobiet


Nadeszło nasze święto :) Święto wszystkich kobiet, tych ładnych i tych trochę brzydszych, tych starszych i młodszych też, po prostu święto KAŻDEJ kobiety! :D

Z tej okazji sama sobie zrobię niespodziankę :) Tak na wypadek jakby Tomek zapomniał :P Ale mam cichą nadzieję, że nie zapomni, bo wie (przynajmniej tak mi się wydaje :P), że dzisiaj mamy 8 marca. No, ale "nie mów hop, póki nie przeskoczysz" :P Specjalnie z myślą o dzisiejszym dniu zaopatrzyłam się w filety z łososia i brokuły, i właśnie z tego (plus ryż) sklecę dzisiejszy obiadek. Nareszcie coś zdrowego, bo ostatnimi czasy jemy same bomby kaloryczne. Oj, ale już niedługo się to zmieni, bo z Polski planujemy zabrać sokowirówkę i parowar, więc zdrowe odżywianie zagości na dobre w naszym domu :)

A z okazji Dnia Kobiet sama sobie kupiłam 2 czapki pilotki (jedną białą, a drugą czarną) i rękawiczki :P Nie jest to może prezent moich marzeń, ale lepsze to niż nic :)

Tak siedzę i się zastanawiam czy w Norwegii jakoś specjalnie obchodzą 8 marca. Przyznam się, że nie wiem. Ale znając ich podejście do kobiet to wątpię. Norwegowie (może nie wszyscy, ale większość) do grupy dżentelmenów nie należą, więc nie spodziewałabym się po nich czegoś miłego :P Pewnie to dla nich dzień jak każdy inny. W Polsce też nie jest zbyt różowo, ale przynajmniej męska część naszego kraju obdaruje jakimś kwiatuchem czy czekoladkami swoją Panią :) Najmilej jednak wspominam Dzień Kobiet obchodzony w Rosji. Oj, co tam się nie działo?! :) Mężczyźni, aby podtrzymać tradycję rozdawali kobietom goździki na ulicach. Byłam jednak trochę zawiedziona, bo nie udało mi się spotkać żadnego Pana rozdającego rajstopy, co dawniej, obok kwiatów, było nieodłączną częścią prezentu :P Ale i tak nie ma co narzekać, bo Rosjanie traktują to święto niczym narodowe wydarzenie i w związku z czym (o ile się nie mylę) przez 3 dni zamknięte są szkoły i zakłady pracy!!! Normalnie nic tylko przeprowadzić się do naszych wschodnich sąsiadów :)

czwartek, 1 marca 2012

Pan Krokiet

We wtorek naszło mnie na gotowanie. Buszując w internecie w poszukiwaniu pomysłu na obiad, natknęłam się na krokiety z kapustą i grzybami. Tak się szczęśliwie złożyło, że kapustę kiszoną kupił mi Tomek w tamtym miesiącu w jednym ze sklepików sprzedających międzynarodową żywność. Fakt, do najtańszych słoik kapusty nie należał, bo za litrową przyjemność musiał zapłacić prawie 20 zł :P Ale co tam! Ważne, że kapusta była :) Jej smak mnie niestety nie powalił.
Grzyby mieliśmy suszone jeszcze z jesieni :) Więc składniki do farszu miałam. Pozostało tylko je ugotować, zrobić naleśniki i krokiety gotowe :) Zajęło mi to wprawdzie cały dzień, ale warto było :) Obiadek palce lizać! Do krokietów obowiązkowo barszcz czerwony. To nic, że z saszetki :P Z braku laku i "Gorący kubek" obleci :)
I muszę się pochwalić, że krokieciki wyszły jak u mamy! :D To znaczy prawie jak u mamy, bo moja robi krokiety z kapustą i mięsem. My mięsa niestety nie mamy, więc byliśmy zmuszeni zrobić krokiety wegetariańskie :P

A o to moje dzieło :) No może nie do końca tylko moje :) Ulka trochę mi pomogła. Smażyła naleśniki i panierowała krokiety :)


Tylko mi nie mówcie, że nie wyglądają apetycznie :P Ciasto może trochę za grube było, ale to tylko przez nasze lenistwo. Kupiliśmy sobie kiedyś "naleśniczarnię" (kurcze, nie wiem jak to nazwać :P To taka maszyna do smażenia naleśników. Fajne urządzenie. Działa podobnie jak gofrownica. Lejesz ciasto, zamykasz i smaży Ci się z obu stron naraz, więc o tyle Ci życie umila, że nie musisz przewracać naleśników z jednej strony na drugą. A muszę się przyznać, że nigdy mi to dobrze nie wychodziło. Zawsze mi się naleśnik potargał z którejś strony, albo po prostu przywarł do patelni :P A tu lejesz ciasto, zamykasz pokrywę i czekasz :) Po chwili otwierasz i wyciągasz pięknego, aczkolwiek grubego (bo jeszcze nie oszacowaliśmy ile ciasta wlać, żeby wyszedł w miarę cienki) naleśnika :)

A tak ta maszyna wygląda. Zdjęcia skopiowałam z jakiejś norweskiej strony jernia.no: