czwartek, 29 stycznia 2015

Ciemno wszędzie!

W Tromsø zapadła ciemność. Fakt, że zaledwie na nieco ponad dwie godziny, ale jakiego zamieszania narobiła! Chwilowy brak prądu potrafił sparaliżować całe miasto! Sklepy pozamykali, pracowników firm do domów powysyłali. Nie ma prądu - nie ma życia. Norwegia bez prądu jak bez ręki. Obiadu nie zrobisz, po ciemku siedzisz, a co gorsza, telefonu nie naładujesz :P Kto bardziej cierpliwy to zupę na tealight'ach podgrzewa, kto nie (czytaj: ja :P) barszcz zimny je :) Ze smażeniem placków ziemniaczanych trzeba było poczekać jednak do powrotu elektryczności, hehe.

Świeczki (wszelkiego rodzaju) nam życie przez te dwie godziny ratowały :)

A co by było gdyby tak prądu przez kilka dni nie było? Katastrofa, ot co by było! Chyba na kolejną "czarną godzinę" trzeba się zaopatrzyć w tuzin jednorazowych grilli i turystyczną butlę gazową :) Tak na wszelki wypadek! :)

niedziela, 25 stycznia 2015

W co zagramy?

Chyba padł rekord na blogu :P 20 dni przestoju :P Nie wiem, kiedy to zleciało. Tomka nie było, to i na pisanie czasu zabrakło. Ktoś przecież musiał się Zuzią zająć, a jak ona szła spać, to i ja szłam :) Ale obiecuję poprawę. Tomek wrócił, słońce wróciło, więc i siły powróciły :) Za to niedziela była dla nas! Tylko ja, mężu i Zuza :) No i ktoś jeszcze. Bałwan Stefan, który godzinę po ulepieniu "uciekł" :P Szkoda, bo taki ładny był. Stanął obok Kevina, potem patrzymy, a on taki trochę krzywy. 5 minut później Kevin już nie żył, bo został zgnieciony przez Stefana, a po Stefanie tylko marchewka została :P Resztę dnia spędziliśmy grając w co się da.
Były "Memory" i "Zgadnij kto to", później Tomek robił magiczne sztuczki, no i u Zuzanny byliśmy na herbatce i zupie :)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

W jej żyłach płynie śnieg!

Mamy śnieg, więc trzeba korzystać! W sobotę Zuzanna po raz pierwszy założyła narty i ruszyła przed siebie :) A że tatuś zapalonym narciarzem jest (dyplom instruktora też posiada), więc w jej żyłach płynie nie tylko śnieg, ale i jego krew :) Bo zapału do sportów z mamusinym mlekiem na pewno nie wyssała :P
Na "prawdziwe narty" niestety jest za mała. Jeszcze troszkę musimy poczekać, aż jej nóżka do butów narciarskich urośnie. Ale mam plan kupić narty jak tylko zima się skończy :P Cena będzie o wiele niższa, a do następnego sezonu zimowego poczekają w piwnicy :) Z kombinezonem też tak zrobię :) Zresztą wszystko kupuję rok wcześniej :P Bo po co później przepłacać?! Wiadomo, że i tak będę musiała prędzej czy później to kupić :P

W niedzielę natomiast zabraliśmy się za lepienie bałwana. Na imię mu Kevin :) Nie powiem, żeby było łatwo - śnieg się wcale a wcale nie lepił :/ Ale, że obiecaliśmy ulepić dla Zuzi bałwana, to musieliśmy coś wymyślić :P No i wymyśliliśmy :P Tomek próbował stworzyć kulkę, a ja ją wodą spryskiwałam, i tak przez godzinę, hehe. W końcu powstały nogi Kevina. Brzuch i głowa powstała zdecydowanie szybciej, bo poszliśmy na łatwiznę i wyciągnęliśmy z zaspy dwa lodowe głazy :) Wystarczyło oblepić spryskiwanym śniegiem i voilà! Oto Kevin!
Bałwanek stoi przed naszym oknem kuchennym, żeby Zuzia mogła mu co chwilę machać :)

sobota, 3 stycznia 2015

Sylwestrowy kinderbal

Na tegorocznej zabawie sylwestrowej królowały dzieciaczki :)
Lenka i Zuzia ze sceny praktycznie nie schodziły :) Tylko partnerów do tańca co chwilę zmieniały :) Julek natomiast przespał całą imprezę :) Nie straszna mu była muzyka, nie straszne mu były śpiewy, ani nawet fajerwerki. Twardziel :)
Staruszkowie tylko za stołem siedzieli :P
A gdy wybiła północ:
Szczęśliwego Nowego Roku!