sobota, 31 grudnia 2011

Żegnaj Stary Roku!

Nadszedł (najwyższy) czas pożegnać 2011 rok. Nie powiem, że jest mi szkoda :P Jako, że kończący się rok nie należał zbytnio do udanych (chodzi mi bardziej o pierwszą jego połowę), to z wielką przyjemnością mówię mu: "ŻEGNAJ!" i nigdy nie wracaj! :P Wiele się wydarzyło, wielu ludzi cierpiało i wiele bliskich mi (i nie tylko) osób już nigdy nie wróci... Szkoda, że musiało tak być. Niestety nic nie da się już zrobić. Można jedynie liczyć na to, że 2012 (o ile nie będzie zapowiadanego już od dłuższego czasu końca świata :P) będzie o wiele dla nas łaskawszy :) I z taką oto nadzieją kończę pisanie i idę się szykować na Sylwestrową noc :)

Życzę wszystkim (i sobie też :P), aby 2012 przyniósł nam jedynie uśmiech na twarzach, i żebym za rok o tej porze mogła napisać życzenia brzmiące następująco: "Aby ten 2013 (oczywiście o ile nie zginiemy w czasie apokalipsy :P) był tak samo dobry jak i 2012" :D

środa, 28 grudnia 2011

W głębinach mórz

Korzystając z uroków świątecznej przerwy postanowiliśmy ruszyć dupska i wyruszyliśmy na podbój miasta :) Wczoraj zaplanowaliśmy sobie wycieczkę do Polarii. A o to bardzo charakterystyczny budynek tego muzeum-fokarnii. Nie wiem jak to nazwać, bo z jednej strony to takie muzeum, ale jest też tam basen z fokami i mnóstwo przeróżniastych zwierzątek morskich w akwariach. Z wyglądu przypomina trochę przewrócone kostki domina:


Poprosiliśmy o studenckie bilety, a że jesteśmy w Norwegii, to nikt o legitymację studencką nie poprosił, i tym sposobem zaoszczędziliśmy trochę koron :) Za jeden bilet wyszło jakieś 35 złotych, więc tragedii jeszcze nie ma :) Polaria nie jest duża, ale warto tam zaglądnąć. Możemy zobaczyć bardzo fajne (ale niekiedy bardzo brzydkie) żyjątka morskie, foki (jak już wyżej wspomniałam), kraby, krewetki i wiele innych ciekawych stworzonek, które na co dzień nie jesteśmy w stanie zobaczyć :) Fajnym pomysłem jest też kino panoramiczne, które co pół godziny wyświetla film o Svalbardzie. Można na kilkanaście minut przenieść się w spowitą lodem krainę niedźwiedzi. Ukradkiem udało nam się zrobić zdjęcie 5-częściowego ekranu.


I przez Polarię zachciało mi się mieć akwarium :P Już od kilku lat marzy mi się małe cudeńko ze ślicznymi rybkami. Może moje marzenie się kiedyś spełni :)

Pokażę Wam teraz mieszkańców (brzydali :P) zimnego północnego morza!





Krab-gigant:


I śliczne foczki. Były dwie małe i dwie duże. Co ciekawe, jedna z tych dorosłych nazywa się tak samo jak Tomka kierowniczka :P


Buziaki foczek :)


Ta ważyła ponad 300 kilogramów!


"Żółwik" z trenerką :D


Na koniec zwiedzania paszcza niedźwiedzia polarnego:


Przy wyjściu musiałam zaglądnąć do muzealnego sklepiku i jako, że nie mogłam wyjść z niego z pustymi rękami, to kupiłam album o Norwegii (po polsku). Zaraz po tym ruszyliśmy dalej w miasto. O tak wygląda główna ulica na wyspie. Nie dziwcie się, że nie ma śniegu na chodnikach. Są one ogrzewane :)


Wycieczkę zakończyliśmy wizytą w najbardziej wysuniętym na północ Burger Kingu. Skusiła nas promocja na hamburgery za 14 koron (czyli jakieś 7 złotych) :)

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święta, Święta i po Świętach

Wszystko co dobre szybko się kończy, więc także i tegoroczne Święta Bożego Narodzenia dobiegają końca. Koniec z wielkim obżarstwem i błogim leniuchowaniem! Ale może to i dobrze, bo ileż można jeść :P A z tym leniuchowaniem to nie do końca koniec :) Nie mogę zapomnieć, że przecież do stycznia jeszcze dobrych kilka dni zostało, więc jeszcze chwilę się poobijam :D

To Ci niespodzianka! Piszę, piszę, a tu nagle ciemno. Nie mamy prądu :/ I nie tylko my, bo w każdym budynku na naszej ulicy ciemno. Jedynie latarnie na ulicy świecą. Ooo, już mamy :) Oddali nam prąd :)

Wrócę więc do kontynuowania moich myśli :P
Tego roku Mikołaj był bardzo hojny :) Przyniósł nam dużo prezentów :P Dostaliśmy też prezent od naszej norweskiej znajomej i (czego się nie spodziewaliśmy) od Pani, która wynajmuje nam mieszkanie. Miło! A co do Wigilii, to było tradycyjnie 12 potraw. Z czego prym wiodła złapana przez Tomka ryba. Miała aż... 10 cm :P Hehe. Większej niestety nie udało mu się złowić, więc cieszyliśmy się nawet i z takiego szkraba :) W końcu "lepszy rydz niż nic" :) Ważne, że tradycji stało się zadość i ryba (jaka by nie była :P) na wigilijnym stole się pojawiła :) Mężu spędził aż 3 godziny na wietrze, deszczu i mrozie, żeby tylko przynieść do domu rybę :) Pogoda była tragiczna. Dopiero wieczorem się uspokoiło i zaczął prószyć śnieg.
Przyznam się bez bicia, że jedna rzecz mi nie wyszła :) Chodzi o szarlotkę, którą można używać zamiast młotka :P Jest tak twarda, że spokojnie można nią gwoździe wbijać, hehe. Poza nieudaną szarlotką wszystko inne było przepyszne :) No, przynajmniej mi się tak wydaje :P

Wprawdzie 27 dopiero jutro, ale spodobał mi się ten obrazek :P Jest taki prawdziwy :) Wyobrażacie sobie Święta Bożego Narodzenia bez kultowego filmu "Kevin sam w domu"? Bo ja nie! :) To jakby część Bożonarodzeniowej tradycji :P

piątek, 23 grudnia 2011

Wigilia Wigilii

A u Kartonów na dzień przed Wigilią szaleństwa kulinarne :) Zaraz po pobudce (czyli przed 11) zabrałam się za pieczenie, gotowanie i takie tam inne kucharzenie. Kompot z jabłek już się chłodzi, grzyby na żurek gotują, uszka z grzybami do czerwonego barszczu zrobione (jestem z siebie dumna, bo pierwszy raz w życiu robiłam cokolwiek co przypomina pierogi i mi wyszły!), sałatka jarzynowa zrobiona, a szarlotka się piecze. Normalnie rewelacja. Przygotowania do jutrzejszej Wigilii idą pełną parą! :) Tomka zagoniłam do budowania piernikowego domku, co wychodzi mu fantastycznie (przynajmniej na razie :P). Jeszcze wczoraj zrobiłam orzechy w karmelu, a jutro czeka mnie pieczenie chleba, robienie sernika i wiele wiele innych. Tomek musi iść rano na ryby i najgorsze jest to, że musi coś złapać, bo inaczej na naszym stole wigilijnym zabraknie ryby! Trochę byłby wstyd, bo przecież mieszkamy nad morzem!
Poza tym choinka gotowa. No może jeszcze tylko dołożę do niej jutro Pana Ciastka, Panią Ciastkową i dzieci Ciastki :) Od dawna czatowałam na takie formy do ciastek, a dzisiaj udało mi się znaleźć je w promocyjnej cenie. Więc już jutro zasiądą na naszej choineczce.

Moja "armia" uszek:


i choinkowe ozdoby, w których skład wchodzą:
- anioł przypominający bardziej ducha :D


- gwiazdka zrobiona z tektury i sreberek po zjedzonych batonikach KitKat :P


- renifer, który trochę przypomina mrówkojada :)


- szyszka znaleziona dzisiaj pod czyimś domem


- suszona pomarańcza


- i jedna z dwóch bombek, które mamy (prezencik od Knurka)


Mamy jeszcze lukrowe laseczki, ciastka w kształcie choinki, dzwoneczka i serduszka.
No dobra, nie zanudzam już. Kończę :)

czwartek, 22 grudnia 2011

Ferie świąteczne czas zacząć! :D

Jak to fajnie szło się do pracy z myślą, że już jutro ma się wolne. I to nie byle jakie wolne, bo aż do 2 stycznia! Czyli następnym razem dopiero za rok :) Ale to brzmi, hehe. I zacznie się spanie do południa, a może i dłużej :P Bo przecież słońce mnie nie obudzi :P To może być (jeden z nielicznych) plusów nocy polarnej :D Możesz spać, spać i spać :)

Po powrocie z pracy zabrałam się za pieczenie. Ale to niestety nie był mój dzień :/ Większość z ciastek spaliłam i na choince wisi teraz kilka czarnuszków, a co drugi wylądował na podłodze :/ Chciałam też zrobić orzechy włoskie w karmelu, a wyszły (jak to Tomek nazwał) orzechy w cukrze :/ Tragedia jakaś :/ Do niczego się dziś nie nadaję :P Więc obejrzę jakiś filmik i pójdę spać. Pa!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Choinko piękna jak las...


Stała pod śniegiem panna zielona
Nikt prócz zająca nie kochał jej
Nadeszły święta i przyszła do nas
Pachnący gościu, prosimy wejdź!

Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!
Choinko piękna jak las,
Choinko zostań wśród nas!

Jak długo zechcesz, z nami pozostań,
niech pachnie Tobą domowy kąt.

itd., itd. :)



Och, tyle czekałam na choinkę, dokładnie taką jak w tej piosence dla dzieci, i się dzisiaj doczekałam! :) A jak pachnie nasza jodełka! Zapach Świąt już się w powietrzu unosi, nie mówiąc już o radiu, z którego bezustannie płyną świąteczne melodie :) Boże Narodzenie tuż, tuż! A żebym już tak całkiem poczuła ducha Świąt, to dostałam prezent w pracy. To wielkie pudło, które niesie Pan Pudło w prawej ręce :) Widocznie grzeczna w tym roku byłam :P No właśnie, jak już jestem przy temacie podarunków, to muszę coś pomyśleć o prezencie dla Tomka. Tylko co ja mu kupię? Nie mam zielonego pojęcia :(

czwartek, 15 grudnia 2011

Słodkie ozdoby choinkowe

Dzisiaj postanowiłam zabrać się za pieczenie ciasteczek, które mam zamiar powiesić na naszą przyszłą choinkę :) Przeszukiwałam różne strony z przepisami na słodkie świąteczne dekoracje i próbowałam wybrać ten jeden jedyny. Na szczęście udało się, bo znalazłam bardzo fajny przepis na kotlet.tv :) Wszystko jest tam dokładnie opisane, więc nawet takim matołkom jak ja uda się zrobić pyszne ciasteczka. Jeśli ktoś chce to podam bezpośredniego linka:
W przepisie tym zmieniłam jednak dwie rzeczy. Zamiast cukru i prawdziwej wanilii dałam cukier waniliowy, a zamiast przyprawy do pierniczków dodałam cynamon. I też dobre wyszły :) Zjadłam trzy (powyginaną choinkę, wychudzonego renifera i zniszczony dzwoneczek), które mi się lekko zdeformowały przed włożeniem ich do piekarnika :P

Moje wypieki przed:



i po:



Pozostaje tylko je poozdabiać i wieszać na choinkę!

Obiecałam też Patrycji, że ugotuję żurek, bo robi jutro imprezę pożegnalną (początkiem przyszłego tygodnia wylatuje do Polski, a stamtąd do Ameryki Południowej) połączoną z przedwczesną wigilią. A że jestem miła to zaproponowałam, że przyniesiemy żurek i rybę. Zobaczymy czy będzie dobry. Się okaże :) Jutro mam też w pracy śniadanio-obiad świąteczny, więc szykuje się dzień pełen obżarstwa! :D

Jeszcze się pochwalę mężulkiem :P Awansował! :) Oprócz tego, że nadal będzie pokojówkiem, to awansował na drugą "prawą rękę" menadżerki hotelu :) Normalnie nie pogada. Funkcję zacznie pełnić od stycznia 2012 roku! Gratuluję! :D

wtorek, 13 grudnia 2011

Zima, zima, zima

Dookoła biało. Śniegu pół metra. Księżyc w pełni (dzień i noc :P). Zorza prawie codziennie. Jednym słowem jest supcio! Już niewiele zostało do Świąt, więc najwyższy czas rozejrzeć się za choinką. Marzy nam się żywa. Mam już nawet kilka ozdób na nią. Niedawno zasuszyłam w piekarniku plastry pomarańczy i wyszły fajowo. Jeszcze mam jedną, więc ją też niebawem zamienię w świąteczne ozdóbki :) Mamy też lukrowe pałeczki, które Tomek przyniósł z kelnerowania :P Tylko choinki na razie brak, ale myślę, że początkiem przyszłego tygodnia albo nawet jeszcze końcem tego, zaczną pojawiać się pod supermarketami sprzedawcy choinek :) Początkowo (jeszcze w sierpniu) wpadłam na genialny pomysł kradzieży choinki z lasu. Nawet jedną taką malutką sobie upatrzyłam w lesie, ale po głębokim namyśle doszłam do wniosku, że skoro jest śnieg to nasze ślady doprowadzą policję wprost pod nasz magazyn :P Wolę więc nie ryzykować, bo przecież chcemy tu trochę jeszcze zostać, hehe. A do więzienia też nam się nie spieszy :)

Pokażę Wam wczorajszą zorzę, złapaną przez Tomka gdzieś parę minut przed północą:



A tu mam jeszcze kotka, którego bawiło strącanie śniegu z płotka właścicielki naszego magazynu :) Był taki kochany i tak fajnie się bawił, że musiałam mu zrobić parę zdjęć :P


W tym momencie "czarnulek" zauważył, że jakieś wścibskie babsko go fotografuje


i postanowił się zmyć :)


Jak będę miała chwilę wolnego (a ten cudowny moment nadejdzie w czwartek), to spróbuję pochodzić po okolicy i pokazać Wam jak tu jest pięknie zimą :)
Chociaż ta zima nie pod każdym względem jest taka piękna jak mogłoby się wydawać :) Jak dla mnie jest okrutna, bo zasypało moją ścieżkę w lesie (mój skrót), którą codziennie kroczyłam do i z pracy. Raz się wybrałam jak już spadła dosyć duża ilość śniegu i myślałam, że tam padnę. Śniegu było ponad kolana, więc ledwo szłam. Nasypało mi się do butów a do tego zadyszki dostałam :P Bo nie tak łatwo jest "próbować" iść w takim wysokim śniegu i to jeszcze pod górkę. A jak już udało mi się dotrzeć do końca mojego lasku, to okazało się, że nie ma z niego wyjścia! Pług ustawił dwumetrową zaspę centralnie na mojej ścieżynce :/ I musiałam wspinać się po gałęziach obok :/
I tym sposobem zniknął mój skrót pod śniegiem. Muszę czekać aż do maja... Albo i dłużej. Kto wie. Pozostała mi tylko dłuższa droga, kolce pod butami i... kamizelka odblaskowa. To są rzeczy, bez których tutaj ani rusz zimową porą. No chyba, że chcesz się połamać (bo tu niczym nie sypią dróg ani chodników) albo zostać rozjechanym na drodze (bo ciemno). Ja postanowiłam w jednym kawałku dotrwać do wiosny, więc wyglądam (według Tomka) jak "żółw ninja" :P

niedziela, 11 grudnia 2011

Bananowy miś

Jestem nienormalna :P Piekę placka o jedenastej w nocy! Przed okresem mam ostatnio niepohamowane chęci na wszelakie pieczenie czy gotowanie :P Ach te hormony! :D Zupa już ugotowana. Trochę dziwna w smaku wyszła, ale da się zjeść :) Jednak ona nie wystarczyła aby zaspokoić mojego "głoda" i zachciało mi się piec. A że od kilku dni mam chrapkę na "chlebek bananowy" z przepisu Ani i Krzysia (http://www.wix.com/kulinarne/pogawedki#!__lakocie/slodkie-pieczywo/vstc7=chlebek-bananowy) to postanowiłam wreszcie go upiec. Czy wyjdzie i czy będzie jadalny? Nie wiem, bo trochę pozmieniałam w przepisie :P Nie miałam octu, to dałam soku z cytryny. Nie miałam aż 1/3 kostki masła, to dałam tyle ile miałam, czyli prawie nic :P Nie miałam płatków migdałowych, to dałam płatki czekoladowe. Orzechy miałam, ale nie dałam aż tyle ile było podane w przepisie, bo mi ich szkoda było :) Mam ich tylko mały woreczek zakupiony na krośnieńskiej targowicy przy okazji kupowania majtek (tak, tak, orzechy były na tym samym stoisku co majtki i skarpetki :P), a może mi się jeszcze do jakichś innych słodkości przydadzą. No więc muszę z nimi bardzo ostrożnie :) Co najważniejsze, według przepisu ma to być "chlebek bananowy", ale że u mnie zawsze pojawia się jakieś "ale" (:D) to wedle mojego (zmodyfikowanego) przepisu będzie to "placek bananowy", bo nie mam foremki na chleb :P Ale za to użyłam śliczną blachę przypominającą misia :) Kupiłam ją niedawno we Fretexie. Już kiedyś miałam identyczną na oku w jednym z supermarketów, ale była droga, więc sobie odpuściłam jej zakup. Jednak udało mi się wypatrzyć taką samą i za dużo niższą kwotę! Opłacało się poczekać :)
Jak tak dalej pójdzie to nazbiera mi się niezła kolekcja blach do pieczenia. Mam już blachę misia, blachę serce i zwyczajną okrągłą blachę (kupioną razem z misiową).
Dobra, ja tu gadu-gadu a mój "bananowy miś" się przypieka. Idę podglądnąć przez szybkę czy już jest gotowy, bo czas pieczenia dobiegł końca kilka minut temu.
Błagam tylko, żeby był jadalny! Już nawet nie musi być smaczny, byleby tylko dało się go zjeść :P

Chwila prawdy... Tu powinny pojawić się werble, hehe.
Wygląda niesamowicie! Aż mu zdjęcie zrobię :) O proszę!
Tu jeszcze w piekarniku:



A tu w wersji "od dupy strony" :)


Tu wersja "z przodu"


Dam jeszcze "od dołu", żebyście zobaczyli, że ma buzię :)


Aż szkoda mi go kroić, bo jest taki ładny :P Boję się, że w środku mógł się nie upiec. Zobaczymy.


Odgryzłam mu lewą łapkę ^^ Po prostu PY CHO TA!!!

Ok, czas do łóżka. Życzę słodkich snów! Po tak pysznym "misiu bananowym", który pierwotnie miał być bananowym chlebem, moje będą na bank słodkie! :D Niebo w gębie! Skończę tylko tę słodką łapkę i zmykam.

sobota, 10 grudnia 2011

Zapracowani

A myślałam, że sobie pośpię dzisiaj co najmniej do 11... No niestety nie udało się :( Sześć minut po godzinie dziewiątej obudził mnie sms z pytaniem czy bym nie przyszła dzisiaj do pracy, bo jedna Norweżka się rozchorowała i brakuje im ludzi do sprzątania. Zrobiłam szybką kalkulację na czym bardziej mi zależy- na odpoczynku czy pieniądzach i wygrała żądza pieniądza :P No i zwlekłam się z łóżka i poszłam. Chyba najbardziej mnie przekonał fakt, że zapłacą mi podwójnie :D Nawet nie chyba, tylko na pewno :)
Tomek też wziął się ostro (może nawet zbyt ostro) za zarabianie pieniądzorów. A wczoraj i dzisiaj to już przeszedł samego siebie. W piątek udało mu się dostać fuchę kelnerowania w jednym z tutejszych hoteli. Poszedł na osiemnastą, a skończył o trzeciej rano. Po czym dzisiaj, po 4 godzinach snu, poszedł do swojego hotelu i skończył pracę o siódmej i na 21:00 pobiegł kelnerować. I pewnie też wróci do domu dopiero o w pół do czwartej. I znowu się nie wyśpi i znowu rano idzie do hotelu. Nie wiem jak on jeszcze dycha :P

Ja co? Gotuję zupę ogórkową (z maminych ogórków przywiezionych w woreczku). Miałam to zrobić rano, ale niestety nie było mi dane, więc zabrałam się do kucharzenia dopiero po powrocie z pracy i kilku partyjkach tysiąca :P Pachnie ładnie, więc smakować też powinna dobrze :) Ale nie mnie to oceniać, hehe.

czwartek, 8 grudnia 2011

Kartoników przerwa w zabawę w Wikingów

Jak to ładnie nazwał Ćwirek, podczas przerwy w zabawę w Wikingów zorganizowaliśmy imprezę dla przyjaciół. Owa imprezka odbyła się w sobotę dwudziestego szóstego listopada. Kogo tam nie było, co się tam nie działo to tylko ja i jeszcze "parę" osób wie :D Były tańce, śpiewy, granie na wszelakich instrumentach i karaoke :) Chciałam tego posta opublikować jeszcze w ten sam weekend, ale coś kliknęłam i wszystko mi się usunęło! Myślałam, że mnie krew zaleje ze złości. Bo tak się spisałam i po moich wypocinach nie zostało ani śladu :( Spróbuję więc odtworzyć w mojej pamięci to co chciałam Wam przekazać :P

A więc dla wglądu na nasze małe party przedstawiam kilka zdjęć.
Pewnie większość z osób, które pojawi się poniżej będzie chciała mnie udusić za ich opublikowanie, ale co tam :P Zaryzykuję :) Jestem daleko, więc mi nic nie mogą zrobić, hehe. A jak przyjadę, to już dawno zapomną (mam nadzieję) :D

Królem parkietu bez żadnego wahania mogę nazwać Ćwirka. Każda padła Jego "ofiarą" :)
Nie przestawał ani na chwilę (no dobra, może na kieliszka), po prostu z parkietu nie schodził. A tańczył ze wszystkimi. Z chłopakami też chciał :P Normalnie jakby diabeł w niego wstąpił :) A oto tylko kilka dowodów:




Tu chyba sam doszedł do wniosku, że coś go dzisiaj opętało, hehe:


Ale muszę przyznać też tytuł Królowej parkietu, który wędruje do Uli :)
Zobaczcie sami :) Niech "Taniec z gwiazdami" czy "You can dance" się przy tym schowa :) Tutaj wszystkie ruchy były dozwolone, nawet kilku chwytów karate można było się dopatrzeć :) Uwielbiam!

Pojawiło się coś z hip hopu :D


Co nie co z walca :D


A tu nie wiem z czego, ale też mi się podoba :P


No i wspomniane karate:


Ale w sumie to należy się też wyróżnienie :P A dla kogo? No jak to dla kogo, oczywiście, że dla Knurka :) Urzekło mnie jego skulenie w tańcu pod skosami, bo się biedak nie mieścił a nie chciał rzutnika zasłaniać :) Za poświęcenie dostałeś wyróżnienie :)


A teraz coś ze śpiewu. Normalnie kocham to zdjęcie!


ONI mnie zabiją, ja to wiem, ONI mnie zabiją!!! :P

Mam jeszcze niezbity dowód na to, że ja tak naprawdę wyszłam za mąż za Zibiego :) Czego to się człowiek może dowiedzieć :P


Na zakończenie zdjęcie, na którym nic nie widać, ale za to je lubię :)


Od razu przepraszam za jakość zdjęć. Dalej nie wychodzi mi obsługa aparatu :) Wybaczcie! :)