sobota, 25 stycznia 2014

Spacer z rana jak śmietana

Niech Ci nie straszny mróz, bierz wóz i w drogę rusz! :D
Jak to mówią: "Zimna woda zdrowia doda", więc powietrze również :) Sen na świeżym, zmrożonym powietrzu najlepszy! Oczywiście pod warunkiem, że masz na sobie wełniane wdzianko i wełniane, zrobione na drutach przez babcię, skarpety :)
Wózek do przedszkola specjalnie oznakowany :P
No i jest śpiący ANIOŁECZEK ♥
A tu już (p)obudzony ANIOŁECZEK z serduchem na tyłku :D
Na spacerze towarzyszył nam wujek Wasyl :) I wózek pod góry pchał :P Tatuś w tym czasie pluskał się w basenie i wygrzewał w saunie. Co kto woli :)

P.S. Zuzia DZIADKÓW też kocha, tylko czasu na wpis nie było. Się nadrobi, bo przecież "co się odwlecze, to nie uciecze" :)

wtorek, 21 stycznia 2014

Zuzia kocha babcię

Zuzia kocha obie BABCIE i z okazji ich święta przesyła całusków tysiące. A wraz z nimi "kocie laurki", które przylecą dopiero za dwa tygodnie. Piszę "kocie", bo na obu znajdują się "kooo-ta" ♥
No i gotowe obie laurki:
Dzisiaj mało pisania, bo zmęczonam jak diabli. Jeszcze tylko pokażę, co na niebie się wczoraj pokazało :) Zorro się w Tromsø pojawił i swój znak na niebie zostawił :) Kto wie :P
A dla mnie to i tak "Z jak Zuzia"!

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Jaki tu spokój, na na na

Dokładnie tak, cisza, spokój i do tego błogie lenistwo. Mąż w pracy, dziecko w przedszkolu, a ja gdzie? W łóżku! W piżamie, z paczką Lay'sów paprykowych, szklanką soku pomarańczowego i z laptopem na kolanach. Żyć nie umierać :D

środa, 15 stycznia 2014

Bujaka, bujaka

Choróbsko czepiło się Zuzanny. Na szczęście gorączka już minęła i pozostał tylko kaszel i katar (choć uciążliwy jak cholera). Odwiedziliśmy też Pana doktora. Jakie dał zalecenia? Ciekawe, hehe. Jak córka będzie kaszleć jak pies (cokolwiek to znaczy :P), to wystawić ją na zewnątrz. Mróz sprzyja swobodnemu oddychaniu i zamraża kozy :P W sumie na początku szczęka mi opadła, bo spodziewałam się czegoś w rodzaju: "proszę przyrządzić dziecku gorącą herbatę z cytryną i miodem lub ugotować mleko z czosnkiem i wpakować je pod pierzynę", lecz po głębszym zastanowieniu stwierdziłam, że dobrze chłop gada :) No bo od razu czujemy się lepiej jak pooddychamy świeżym powietrzem. Na pewno lepsze to niż kiszenie się w gorącym pokoju, który jest wręcz rajem dla milionów zarazków. Dobre norweskie sposoby na zachowanie zdrowia :) Boli Cię gardło - zjedz zimnego loda, źle się czujesz - idź w góry, dusi Cię kaszel - wystaw głowę na mróz :D Powiem szczerze - działa. Można bez antybiotyków? Można!
Koniec z zarazkami. Czas napisać o czymś miłym i przyjemnym. Czyli o zakupach :) Ten bujak skradł mi serce jeszcze przed Świętami. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia ♥ Oczywiście znalazł się w moich rękach zupełnie przypadkiem :P Poszłam do centrum handlowego z zamiarem kupna świątecznych prezentów, no i tak jakoś wyszło, że wyszłam z bujaczkiem. I tak kolejny gracik zamieszkał w naszym domu :) Zuzi też przypadł do gustu, więc strzał w dziesiątkę :D No, bo jak tu się w nim nie zakochać! ♥
Zuza od samego początku uwielbiała spacery. Hasło "idziemy na spacer" albo wzięcie do ręki kombinezonu od razu wywoływało uśmiech na jej maleńkiej twarzyczce. Był to też dobry sposób do uspokojenie płaczącego niemowlęcia :D Zuzia zaczynała marudzić, to my bach ją w kombinezon i od razu spała. Nawet nie musieliśmy jeszcze z domu wyjść. Z biegiem czasu, na szczęście, to się nie zmieniło. Tylko teraz sama chwyta już za ubranko i próbuje się ubrać. Z gorszym lub lepszym skutkiem, ale na pewno robi to w przesłodki sposób :D O proszę, tak to wyglądało dzisiaj :) Nasza Zuzia Samosia:
Trzeba jednak przyznać, że to dziecko mądre jest nadzwyczaj ♥ Zaskoczyła mnie jak nie wiem. Nieprzemakalny but na nóżce, czapka też na właściwym miejscu. Fakt, że nie do końca dobrze leżała, ale nawet dorosłemu kominiarka przysparza nielekkich kłopotów :P
I ciągnąc temat samodzielnego ubierania, to pokażę jeszcze zdjęcie z rana Zuzanny w góralskich kapciach mamusi :) Już od jakiegoś czasu zauważyłam, że zaczęło ją cieszyć ubieranie czyichś butów. W zeszłym tygodniu zastałam ją w przedszkolu w różowych kapciach trzyletniej dziewczynki. Pani stwierdziła, że jej się spodobały i jak już ubrała na nóżki, to ściągnąć sobie nie dała. Uparciuszka :) Moja krew! :P
Jak widać poniżej, do zaleceń lekarza jak najbardziej się stosujemy.
Godzina: 15:40, a już dawno ciemna noc :P

sobota, 11 stycznia 2014

Ciepły posiłek = parówka

Kolejna dziwna przypadłość przedszkolna: ciepły posiłek (TYLKO!) raz w tygodniu, a na obiad wtedy są... parówki :P Szału nie ma :D I dziwić się, że jak dziecko z przedszkola wraca, to by konia z kopytami najlepiej zjadło. Dobra, tyle "ciekawostek". Przechodzimy do zdjęć :)
Ta kuchnia to najlepsza zabawa w przedszkolu. Zuza potrafi przesiadywać tam godzinami. W sumie to się nie dziwię, sama chciałabym mieć taką zabawkę :P
A tu już Zuzia, która chciała niepostrzeżenie wynieść tego "maleńkiego" misia ze sklepu. Muszę przyznać, że niewiele brakowało i by jej się to udało.
Te dzisiejsze zdjęcia to każde z innej parafii :P Te z przedszkola, tamte ze sklepu, kolejne z basenu, a jeszcze inne pokazujące Zuzannową twórczość :)
To był pierwszy Zuzi obrazek :) Ach, jakie piękne te kreski :P A to kolejny :) Ten mi się akurat baaaardzo podoba ♥
A skoro już jesteśmy przy "sztuce" to pochwalę się, co Zuzia zrobiła w przedszkolu:
A to jej przedszkolna bojowa mina ♥
A tak zęby pokazuje:
A tu chce się wydostać z kojca, zjadając go :)
I kolejne fotki ni z gruchy ni z pietruchy :D
Ja bym się na miejscu Zuzy ze dwa razy ze strachu zesikała zjeżdżając z tej rury. Mam nadzieję, że to dziecię nie odziedziczyło po mnie strachu do wszystkiego, czego prędkość przekracza 5km/h :P
I taki wywód na koniec, że za ciepło to dziś nie było. Nasz domowy termometr pokazywał -13, a w Bardufoss, oddalonym zaledwie 2 godziny jazdy stąd, było "jedynie" -32,5 stopnia! Tak mała odległość, a tak olbrzymia różnica temperatur. Jak sobie pomyśleliśmy, że musimy z samochodu wyjść na taki mróz, to aż nam się basenu odechciewało :P Ale jakoś przeżyliśmy :)

czwartek, 9 stycznia 2014

"Czy Twoja córka (dodajmy 15-sto miesięczna) potrafi posmarować sobie kanapkę nożem?"

Od poniedziałku możemy Zuzannę nazywać przedszkolakiem :) I właśnie tego dnia zaczął się cykl z serii "Póki nie zobaczę na własne oczy, nie uwierzę" :) Słyszałam już wiele, na prawdę wiele na temat życia przedszkolnego w Królestwie Norwegii, więc myślałam, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. A jednak myliłam się po raz kolejny :P To, że w pierwszym dniu oswajania się mej córki z przedszkolem, posadzono ją przy wielkim stole, na wielkim krześle i wręczono do ręki metalowy nóż z lekka mnie zdziwiło. Będąc polką z krwi i kości, już widziałam ten nóż w jej buzi, albo co gorsze w oku swoim bądź dziecka obok. Dobrze, że przynajmniej nie czekali, aż sama się na niego wdrapie :P Dewiza "róbta co chceta" doskonale się tu odnajduje. Ja rozumiem, że dzieci nie można za bardzo ciamtać, bo później wyrosną im dwie lewe ręce, ale żeby roczne dziecko miało samo sobie zrobić śniadanie, to już chyba lekka przesada. I tu się znacznie różnimy od Norwegów, którzy swoje dzieci po osiągnięciu pełnoletności, delikatnie mówiąc "wypychają" z domu. Nauka samodzielności dobra sprawa, nie przeczę, ale, żeby tak od razu jednolatków rzucać na aż tak głęboką wodę :/

Dzień pierwszy. Pierwszy dzień aklimatyzacji przeszedł znakomicie. Zuza zadowolona, choć zmarszczone brwi pojawiały się na jej twarzy za każdym razem, gdy jakaś Pani przedszkolanka lub Pan przedszkolanek, chcąc się z nią przywitać, wylewali potok niezrozumiałych dla niej słów. Panią zbiła tylko raz, więc mogę powiedzieć, że jej się bardzo spodobała :) Fakt, że była tam tylko dwie godziny, więc za wiele zbroić nie mogła, ale wszystko było przed nami :P Dzień drugi. Już tak kolorowo niestety nie było. Pani dostało się dobrych parę razy, oberwał też przy okazji Pan przedszkolanek, który Bogu ducha winny siedział obok i śpiewał piosenki. Cóż, życie. Nic nie poradzę, że Zuzanna kobietą z lekka agresywną jest :) Geny :) Dzień trzeci. Wszyscy cali i zdrowi, Zuzia też zadowolona :)

A dziś cały dzień już sama w przedszkolu. Zaraz po nią idę, więc zobaczymy co tam się działo :)

czwartek, 2 stycznia 2014

Na bogato

Sylwester na bogato jak nic :) Do dzisiaj nie udało nam się jeszcze zjeść dań z sylwestrowego menu :) Dania na wypasie :P Były tarty (jedna nawet z krewetkami), strogonow, łososiowe tortille, skrzydełka pieczone w keczupie, zapiekane ziemniaczki, bułeczki z pieczarkami, sałatki, babeczki na słodko i na słono, jajka w majonezie, galareta z kurczaka, chleb czosnkowy i faszerowane papryki (które na Sylwestra nikt już nie chciał tknąć :P Nie, żeby były niedobre czy coś, po prostu już miejsca w żołądku brakowało). No i obowiązkowo - kopiec kreta.

Fakt, że troszkę musieliśmy improwizować, bo czasem zabrakło tego czy innego składnika, ale efekt końcowy był rewelacyjny. Na ból brzucha też nikt nie narzekał, więc myślę, że ten kto dań próbował zgodzi się ze mną, że wszystko było pyszne. A więc dziękuję wszystkim kucharzom i kucharkom!

A na dowód tego, iż nie kłamię, proszę (czyż ślinka nie cieknie od samego patrzenia?):
Jedynie na co mogę narzekać to brak tańców wygibańców :) Tylko na swą córę mogłam liczyć. Reszta się tak najadła (żebym nie powiedziała "obżarła"), że dupska ruszyć z krzeseł nie chciała. A nawet specjalnie z Polski dyskotekowe światła przytaszczyliśmy. Pełna profeska :D
A jakie sztuczne ognie były! Jezu! Przepiękne to mało powiedziane! Próbowałam niektóre z nich uchwycić, ale coś nie bardzo mi się to udawało. Wyszło jak wyszło.