Gestoza, czyli zatrucie ciążowe
Ostatnio mogłam się przekonać na własnej skórze, że ciąża nie zawsze bywa miła i przyjemna. Strachu się najadłam, nie przeczę. Ciśnienie za wysokie, spuchnięte stopy i palce u rąk, a co najgorsze - białko w moczu. Dopadła mnie "późna gestoza" :/ Nawet nie wiedziałam, że takie coś w ogóle istnieje. Teraz już wiem! Istnieje na pewno! I na pewno do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie nie należy. Poszperałam w internecie, a tam oczywiście same najgorsze rzeczy o "zatruciu ciążowym". Głupia byłam, że to czytałam. Tylko się niepotrzebnie nakręcałam. Świadoma skutków gestozy wolałam zachować je dla siebie i tylko paru osobom o niej powiedziałam. Nie chciałam, żeby niezbyt dobre informacje dotarły do Polski. Ale nie, złe wieści szybko się rozchodzą, więc po niedługim czasie zadzwonił telefon od przestraszonej mamy. A wszystko przez niepotrzebną panikę moich sióstr, które naczytały się o tym na różnych forach internetowych. Dla (ich) świętego spokoju pojechałam do szpitala na badania. I co się okazało? Po gestozie ani śladu! I po co było tak panikować i mamę niepotrzebnie stresować?! Powinnam teraz dopisać do tych medycznych artykułów, że jak gestoza z niewiadomych przyczyn się pojawia, tak i z niewiadomych przyczyn (czasami) sama znika. Mam nadzieję, że już nie wróci. Jutro mam wizytę u położnej, więc sprawdzę, jak się sprawy mają.