Końca nie widać
I tak właśnie. Nie widać końca naszej przeprowadzki. Już drugi tydzień się przeprowadzamy i dalej wszystkiego jeszcze nie wzięliśmy. Ostatnio ktoś ze znajomych śmiał się z nas, że jak tu przyjechaliśmy to cały nasz dobytek mieścił się w jednym samochodzie, a teraz tir to mało na przewiezienie tych rzeczy :P W ogóle to zapoczątkowaliśmy falę przeprowadzek w Tromsø. Najpierw my, potem Patrycja z Anią (nareszcie wyprowadziły się z cuchnącego akademika i wynajęły mieszkanko w naszym bloku), a teraz jeszcze Tom, znajomy holender, który pracował razem z mężem Nadine i przenosi się do Japonii. Ile rzeczy po nim odziedziczyliśmy to masakra :) Od razu nam się nasze gigantyczne mieszkanie zapełniło, hehe. Najlepsze jest to, że sam nie wiedział co ma. Zapytany przez Ulkę do czego służy jakaś rzecz, biedak nie potrafił odpowiedzieć, bo sam nie wiedział co to jest :) Jak to powiedział: "Kupiłem, bo było na wyprzedaży" :) Śmieszny jest, hehe. Jak ogarnę to wszystko, to Wam powiem co było najdziwniejszą rzeczą, którą od niego dostaliśmy :) Ale stawiałabym na drabinkę przeciwpożarową, którą kupiła mu mama w trosce o jego bezpieczeństwo, albo na pantofle z ogrzewaniem (tak właśnie - pantofle z kaloryferem w podeszwie :P Podłączasz je kablem USB do komputera albo telewizora i grzeją, hehe. Kupił je, ale okazało się, że wziął za mały rozmiar :P).
Na internecie nie siedzę, bo po pierwsze nie założyliśmy jeszcze na nowym mieszkaniu, a po drugie prawie codziennie pracuję po godzinach i jak wracam do domu, to padam na ryjek i jedyne o czym wtedy marzę, to jest łóżko... Ale mam nadzieję, że już niedługo i pójdę na zwolnienie (planuję początkiem lipca), bo już mi coraz ciężej jest pracować. Może się doktor zlituje nade mną :) W końcu jeszcze dwa tygodnie i mojemu brzuszkowi stuknie 7 miesięcy :) Więc czas najwyższy aby porzucić obóz pracy.