"Niech żyją wakacje,
niech żyje pole i las.
I niebo, i słońce,
wolny, swobodny czas..."
Co prawda, lasów nie spotkałam, ale cała reszta była :) Były pola (najwięcej porośniętych winogronami i drzewami oliwnymi), było niebo (błękitne), słońce też było (gorące), no i jak najbardziej wolny, swobodny czas :) Wakacje spędziliśmy na Sycylii. Powiem tak, było fajnie, ale nigdy tam nie wrócę :P Czy zatęsknię? Raczej nie :P Już tłumaczę dlaczego:
1. Ciężko było się z kimkolwiek dogadać, bo zdecydowana większość tamtejszych Włochów zna tylko swój język. Zaledwie garstka mówiła po angielsku.
2. Siesta, siesta - wiedziałam, że istnieje, ale nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie mój sycylijski koszmar :) Wszystkie restauracje pozamykane aż do późnego wieczora, więc z głodu umierałam.
3. W restauracji czekaliśmy ponad godzinę na jedzenie, a następną na rachunek :P
4. Najtaniej nie jest. Tam gdzie więcej turystów, ceny też większe :)
5. Na drogach "wolna amerykanka". Każdy jeździ jak chce, a znalezienie nieobitego samochodu graniczy z cudem :)
6. Parzące galarety :P Tomek wakacje zakończył z ręką od nadgarstka do łokcia poparzoną przez gigantyczną meduzę :/
7. Trzmiele giganty. Spośród jakiejś setki gości w restauracji, za cel wybrał właśnie mnie :P
8. I wszędzie tylko spaghetti i pizza. A jechałam z misją, że się najem tarty i lasagne...
I pewnie jeszcze długo bym wyliczała, ale nie będę. Niech w mojej pamięci pozostaną te miłe chwile :) Może akurat mieliśmy pecha, może w innej części Włoch jest inaczej :)
Jestem Polką i narzekanie mam we krwi :) Ale pomimo tego, że czasem byłam zła na to wszystko, to i tak mi się podobało :) A oto dowody, że jednak warto tam pojechać i to wszystko zobaczyć:
Nawet nas spotkała miła niespodzianka, bo zamiast wynajętego Renault Clio, dostaliśmy Nissana Qashqai :)
Poniżej beki pełne wina w winiarni w miejscowości Marsala. Nie mogło się obyć bez degustacji prawdziwego wina. Moje lampki się nie zmarnowały :) Zawsze mogłam liczyć na towarzyszy wyprawy, którzy nie pogardzili moim winkiem.
Pod palmami z Ciocią Ewą:
A spaliśmy tu:
Delfino Beach Hotel w Marsali :) Polecam :)
Co wspominam najmilej? Wycieczkę do miasteczka wybudowanego na szczycie góry. Erice - osada w chmurach! Coś pięknego, te uliczki, ten klimat... Bosko! Co prawda, dojazd do tego miejsca nie był zbyt łaskawy dla mojego żołądka, ale jakoś przetrwałam :) Na zdjęciu z GPS-a widać czaderskie serpentyny!
Oczywiście, stały punkt każdej wycieczki - skok Dagmarki :P
Anioł nasz! I największa turystka na Ziemi! Nie ma jeszcze dziesięciu miesięcy, a już leciała 10 razy samolotem!
Ach te widoki!
Tu już przy hotelowym basenie :)
Moje dwa ząbki! Na górze, dwa dni przed powrotem do Polski, przebił się kolejny :)
A przed Wami Zuzia w towarzystwie arbuza giganta (11 kilo!)
Córeczka tatusia!
Ewa i Bogdan - to właśnie z nimi przemierzaliśmy Sycylię:
Riserva Naturale Dello Zingaro. A w nim plaża, dzika plaża :) Cudeńko!
Grotta dell'Uzzo:
Na (ponoć) jednej z najpiękniejszej plaży Włoch dałam się namówić Tomkowi na pływanie na dmuchanym ołówku. Jakbym jednak wiedziała, że nas wypierniczą, to bym w życiu na to nie wsiadła :P
I jak już kiedyś pisałam, KRÓLOWA JEST TYLKO JEDNA! ♥
Malusieńkie stópeczki Zuzanny kontra wielka stopa tatusia :)
Marsala nocą:
Wczasowicze w komplecie:
Na koniec nasza TRÓJCA! ♥
Pomimo "maleńkiego pecha", wypad na Sycylię uważam za udany! :)