Szczypta przedszkolnego życia
Przedszkolakom pozwala się na wszystko. Chcą leżeć w kałuży - to leżą, chcą lizać brudne szyby - to liżą, chcą zjadać śnieg - to jedzą, chcą siedzieć na dachu - to siedzą, chcą wyjść na czubek drzewa - to wychodzą. Nie ma, że nie. Dzieciom się nie zabrania, a już na pewno na dzieci się nie krzyczy i dzieci się nie karze. Dzieci spędzają też mnóstwo czasu na polu (tak, "na polu", u mnie w domu chodziło się "na pole", nie na dwór ani nie "na podwórko", chodziliśmy po domu w pantoflach albo w kapciach, a szuflady otwieraliśmy - nie wysuwaliśmy :P). Na polu też dzieci śpią (o czym wiele razy już wcześniej wspominałam). Słyszałam, że są też przedszkola, które posiadają maleńki budyneczek, w którym znajduje się tylko toaleta i miejsce na ogrzanie, a cały dzień siedzi się na świeżym powietrzu. Trochę przerażające, co? :) Norwegia stawia też na samodzielność, a dzieciaki poznają świat poprzez zabawę. Nie naukę. Cały czas się zastanawiam, czy to dobrze czy źle. I tak do końca sama nie wiem. Z jednej strony ciekawiej jest coś na żywo zobaczyć, dotknąć, a nie widzieć to jedynie w książce. To tak jakby podróżować palcem po mapie :P Z drugiej jednak przeraża mnie, gdy słyszę, że dorosła dziewczyna nie wie ile pół godziny ma minut :)
Ten mały robaczek czołgający się pod huśtawką to nasza Zuzia.
A tutaj na wycieczce jedzie w wózku zgniatana przez ciutkę grubszego Bastiana :)
Tu z kolei stoi na zamarzniętym jeziorku (mówiłam, że na wszystko im pozwalają :P):
Ten mały robaczek czołgający się pod huśtawką to nasza Zuzia.
A tutaj na wycieczce jedzie w wózku zgniatana przez ciutkę grubszego Bastiana :)
Tu z kolei stoi na zamarzniętym jeziorku (mówiłam, że na wszystko im pozwalają :P):