poniedziałek, 31 marca 2014
poniedziałek, 24 marca 2014
Jeden i pół
Księżniczka kończy dziś półtora roku. Za niedługo dwa, pięć, piętnaście,... Czas leci...
Zdjęcia robione wczoraj, więc dzisiaj jest jeszcze bardziej dorosła :D No i muszę pochwalić moją mamę za genialną spódniczkę, którą zrobiła dla Zuzi :) Też bym chciała mieć jakiś talent :P Przedwczoraj nawet próbowałam odkryć w sobie chociażby talent fryzjerski, hehe. Siostra fryzjerka, mama też ściąć potrafi, to sobie myślę - może i w moich żyłach płynie ta krew :D Jak się później okazało - nie płynie :P Lepiej niech się Mężu wypowie jak bardzo podoba mu się jego nowa fryzura, hehe. Dobrze, że pracuje w kasku :D Tomek każdemu przypomina teraz kogoś innego :) Hubert twierdzi, że wygląda jakby był członkiem "The Beatles", mi przypomina braciszka Tuck'a z "Robin Hood'a", a Wasyl twierdzi, że to wypisz wymaluj Jerzy Połomski. Hehe, żałujcie, że nie macie okazji zobaczyć mojego dzieła, bo jest z czego pośmiać :D Ja płakałam ze śmiechu przez cały proces ścinania :D Już nie pamiętam kiedy ostatnio tak śmiałam :) Więc u mnie ani talentu ani dzisiaj szczęścia, bo ten dzień nie należał do najbardziej udanych. Pecha miałam jak nic. Najpierw ledwo zdążyłam do pracy, potem kapnęłam się, że zapomniałam telefonu (a wiadomo, bez komórki jak bez ręki :P), później winda zmiażdżyła mi trzy palce, niedługo po tym, spadła na mnie metalowa kratka i walnęła mnie w łuk brwiowy (wyglądam jakbym się cały czas dziwiła, bo mi opuchlizna prawą brew podniosła :P). W pracy też łatwo nie było, a jak już udało mi się z niej wyrwać, to wypierniczyłam się na lodzie przed samym samochodem. A żeby tego było mało, w drodze z hotelu do przedszkola, korek na korku. Jak nigdy w korkach nie stoję, tak dzisiaj nawet na prostej drodze toczyłam się za innymi autami. No i ledwo zdążyłam przed zamknięciem przedszkola. Została mi minuta, bo o 16:30 automatycznie zamykają się przedszkolne drzwi. Jednym słowem, dzień do d***. I mam nadzieję, że swój limit pecha wyczerpałam na co najmniej rok :P Żeby więcej nie kusić losu, idę spać. Oby tylko sufit na mnie nie spadł albo coś :P Bo przecież dzień się jeszcze nie skończył :/
Zdjęcia robione wczoraj, więc dzisiaj jest jeszcze bardziej dorosła :D No i muszę pochwalić moją mamę za genialną spódniczkę, którą zrobiła dla Zuzi :) Też bym chciała mieć jakiś talent :P Przedwczoraj nawet próbowałam odkryć w sobie chociażby talent fryzjerski, hehe. Siostra fryzjerka, mama też ściąć potrafi, to sobie myślę - może i w moich żyłach płynie ta krew :D Jak się później okazało - nie płynie :P Lepiej niech się Mężu wypowie jak bardzo podoba mu się jego nowa fryzura, hehe. Dobrze, że pracuje w kasku :D Tomek każdemu przypomina teraz kogoś innego :) Hubert twierdzi, że wygląda jakby był członkiem "The Beatles", mi przypomina braciszka Tuck'a z "Robin Hood'a", a Wasyl twierdzi, że to wypisz wymaluj Jerzy Połomski. Hehe, żałujcie, że nie macie okazji zobaczyć mojego dzieła, bo jest z czego pośmiać :D Ja płakałam ze śmiechu przez cały proces ścinania :D Już nie pamiętam kiedy ostatnio tak śmiałam :) Więc u mnie ani talentu ani dzisiaj szczęścia, bo ten dzień nie należał do najbardziej udanych. Pecha miałam jak nic. Najpierw ledwo zdążyłam do pracy, potem kapnęłam się, że zapomniałam telefonu (a wiadomo, bez komórki jak bez ręki :P), później winda zmiażdżyła mi trzy palce, niedługo po tym, spadła na mnie metalowa kratka i walnęła mnie w łuk brwiowy (wyglądam jakbym się cały czas dziwiła, bo mi opuchlizna prawą brew podniosła :P). W pracy też łatwo nie było, a jak już udało mi się z niej wyrwać, to wypierniczyłam się na lodzie przed samym samochodem. A żeby tego było mało, w drodze z hotelu do przedszkola, korek na korku. Jak nigdy w korkach nie stoję, tak dzisiaj nawet na prostej drodze toczyłam się za innymi autami. No i ledwo zdążyłam przed zamknięciem przedszkola. Została mi minuta, bo o 16:30 automatycznie zamykają się przedszkolne drzwi. Jednym słowem, dzień do d***. I mam nadzieję, że swój limit pecha wyczerpałam na co najmniej rok :P Żeby więcej nie kusić losu, idę spać. Oby tylko sufit na mnie nie spadł albo coś :P Bo przecież dzień się jeszcze nie skończył :/
niedziela, 23 marca 2014
Graciarnia
Mężu zmusił mnie wczoraj do porządków. Nie było to jednak zwykłe sobotnie sprzątanie. Było to coś znacznie gorszego :P Musiałam się pozbyć Zuzi zabawek. No fakt, że było ich sporo, że walały się po całym domu, a większością z nich Zuzanna w ogóle się już nie bawiła albo po prostu jeszcze do nich nie dorosła, ale mi najzwyczajniej w świecie było szkoda się z nimi rozstawać :P Lubię wszystko kitrać i nic na to nie poradzę. Taka już jestem :P Zresztą widać to po naszym stryszku, do którego już nie da się nawet wejść. Mamy tyle pierdół, że zapchaliśmy też schowek Wasyla :P Jeśli będziemy się musieli stąd wyprowadzić, to chyba tylko tirami :P I pewnie przez miesiąc :P Ale na szczęście część Zuzowych klamotów pojedzie na wakacjach do Polski. Rodzina nam się powiększa! ♥ Zostanę "praciocią" :D Jedna z moich siostrzenic jest w ciąży, a skoro ja jestem dla niej ciocią, to dla dzidziusia zostanę "praciocią" :P
Teraz już wiem. Dziecku nie potrzeba miliona zabawek. Ale niestety nie da się tego uniknąć :) Ten coś kupi, tamten z jakimś misiem przyjdzie, mi się coś spodoba... :D A z kolei prawda jest taka, że dziecko pobawi się nową zabawką przez pięć minut i rzuci ją w kąt. Chociaż muszę powiedzieć, że u nas królują zabawki na sznurkach (takie do ciągnięcia). Zuza ma pieska, stonogę i pszczołę i na prawdę to są jedyne zabawki, po które codziennie sięga. Więc jak nie macie pomysłów na prezent dla jakiegoś dziecka, to polecam właśnie sznurkowe zabawki na kółkach. Nie no, trochę skłamałam. Przecież Zuzia ma swoje ulubione zabawki, którymi mogłaby się bawić dniami i nocami - laptop, komórka i sznurówki :)
Teraz już wiem. Dziecku nie potrzeba miliona zabawek. Ale niestety nie da się tego uniknąć :) Ten coś kupi, tamten z jakimś misiem przyjdzie, mi się coś spodoba... :D A z kolei prawda jest taka, że dziecko pobawi się nową zabawką przez pięć minut i rzuci ją w kąt. Chociaż muszę powiedzieć, że u nas królują zabawki na sznurkach (takie do ciągnięcia). Zuza ma pieska, stonogę i pszczołę i na prawdę to są jedyne zabawki, po które codziennie sięga. Więc jak nie macie pomysłów na prezent dla jakiegoś dziecka, to polecam właśnie sznurkowe zabawki na kółkach. Nie no, trochę skłamałam. Przecież Zuzia ma swoje ulubione zabawki, którymi mogłaby się bawić dniami i nocami - laptop, komórka i sznurówki :)
wtorek, 18 marca 2014
poniedziałek, 17 marca 2014
Śniadaniowy problem
Niech Was nie zwiedzie tytuł :) Nie będę narzekać, że moje dziecko jest niejadkiem, oj nie. Jest wręcz przeciwnie, bo Zuzia pochłania wszystko i to w ogromnych ilościach :P Więc jeśli chcesz spokojnie coś zjeść, to lepiej wcześniej się upewnij, że Zuzanny nie ma gdzieś w pobliżu :P A jak na talerzu masz jajecznicę albo rosół, to od razu możesz prosić o dokładkę :) Jajowy potworek nie śpi :D
Jak już wspomniałam, dziś nie będzie o niejadku, ale o tym do czego dziecku zapakować śniadanie. "Lunch box" (dla Zuzy - "matpakke") albo po prostu "śniadaniówka" to rzecz, bez której ciężko byłoby się obejść w przedszkolu (i nie tylko, bo przecież można ją zabrać też do samochodu czy samolotu, czy na pieszą wycieczkę). Zuzia chodzi do przedszkola dopiero dwa miesiące, a ma już trzecią śniadaniówkę. I planuję zakup kolejnej. Nie dlatego, że mi się poprzednie nie podobały, ale po prostu nie przetrwały przedszkolnego życia :P Mieliśmy już różne. Najpierw był kuferek (prezent od babci), który na początku wydawał się strzałem w dziesiątkę. Wszystko pięknie ładnie, bo dużo mieścił i był z twardego kartonu, aż do czasu gdy urwało się plastikowe zapięcie i kuferkowa śniadaniówka nadawała się do wyrzucenia. Później było plastikowe pudełeczko, które test również szybko oblało, bo tak jak i w poprzedniej, urwał się uchwyt, a do tego było małe i nic nie mogliśmy do niego wcisnąć. Śniadaniówka, którą teraz Zuzia posiada też nie jest idealna (też jest plastikowa, ale jej plusem jest to, że posiada podwójne dno i jest trochę większa od poprzedniej) i tylko czekamy aż wróci z przedszkola bez zapięcia. Dlatego teraz szukam już takiej, która przetrwa nieco dłużej i takiej, która nie posiada tego głupiego plastikowego zapięcia, które zaraz znowu odpadnie. I tak przeglądam Allegro w poszukiwaniu idealnej śniadaniówki - pakownej, na zamek (bo już kolejnego urwanego zapięcia nie zdzierżę :P) i bez tych strasznych laleczek z "Monster High" czy wszędobylskiego "Hello Kitty". No i wydaje mi się, że znalazłam coś czego szukam :)
Jak nie uda mi się kupić podobnej śniadaniówki tutaj, to na pewno zamówię na internecie i przywiozę sobie z Polski. Miejmy nadzieję, że ta jeszcze wytrzyma do kwietnia :)
Coś takiego znalazłam:
Nie należą do najtańszych, bo trzeba za nie dać około stówki, ale na pewno posłużą na długo.
Jak już wspomniałam, dziś nie będzie o niejadku, ale o tym do czego dziecku zapakować śniadanie. "Lunch box" (dla Zuzy - "matpakke") albo po prostu "śniadaniówka" to rzecz, bez której ciężko byłoby się obejść w przedszkolu (i nie tylko, bo przecież można ją zabrać też do samochodu czy samolotu, czy na pieszą wycieczkę). Zuzia chodzi do przedszkola dopiero dwa miesiące, a ma już trzecią śniadaniówkę. I planuję zakup kolejnej. Nie dlatego, że mi się poprzednie nie podobały, ale po prostu nie przetrwały przedszkolnego życia :P Mieliśmy już różne. Najpierw był kuferek (prezent od babci), który na początku wydawał się strzałem w dziesiątkę. Wszystko pięknie ładnie, bo dużo mieścił i był z twardego kartonu, aż do czasu gdy urwało się plastikowe zapięcie i kuferkowa śniadaniówka nadawała się do wyrzucenia. Później było plastikowe pudełeczko, które test również szybko oblało, bo tak jak i w poprzedniej, urwał się uchwyt, a do tego było małe i nic nie mogliśmy do niego wcisnąć. Śniadaniówka, którą teraz Zuzia posiada też nie jest idealna (też jest plastikowa, ale jej plusem jest to, że posiada podwójne dno i jest trochę większa od poprzedniej) i tylko czekamy aż wróci z przedszkola bez zapięcia. Dlatego teraz szukam już takiej, która przetrwa nieco dłużej i takiej, która nie posiada tego głupiego plastikowego zapięcia, które zaraz znowu odpadnie. I tak przeglądam Allegro w poszukiwaniu idealnej śniadaniówki - pakownej, na zamek (bo już kolejnego urwanego zapięcia nie zdzierżę :P) i bez tych strasznych laleczek z "Monster High" czy wszędobylskiego "Hello Kitty". No i wydaje mi się, że znalazłam coś czego szukam :)
Jak nie uda mi się kupić podobnej śniadaniówki tutaj, to na pewno zamówię na internecie i przywiozę sobie z Polski. Miejmy nadzieję, że ta jeszcze wytrzyma do kwietnia :)
Coś takiego znalazłam:
Nie należą do najtańszych, bo trzeba za nie dać około stówki, ale na pewno posłużą na długo.
piątek, 14 marca 2014
środa, 12 marca 2014
I'm in heaven, yogurt heaven
Nie ma to jak pół dnia spędzone w pracy, a kolejne w centrach handlowych :P Zakupy potrafią człowieka zmęczyć :P I dlatego zaglądnęliśmy do "jogurtowego raju". Ano, żebyście wiedzieli, że to był istny raj :) Mrożone jogurciki - niebo w gębie! :D Brakowało mi tylko plaży i 30 stopni w cieniu :P Odrobimy to sobie na wakacjach!
Wczorajsze urodziny Huberta należały chyba do jednych z najgorszych w jego życiu :P Nie dość, że urząd podatkowy (już po raz trzeci) zabrał mu 50% podatku, spędził z trzema babami trzy godziny na zakupach, to jeszcze obiad był przeciwko niemu. Jakimś cudem Zuzi udało się wrzucić plastikową literkę (taki magnes na lodówkę), o pięknym zielonym kolorze, do worka z mrożonymi frytkami. Hubert jej nie zauważył wsypując frytki do frytkownicy i usmażył literkę "Z" na głębokim oleju :P I było po frytkach :P Masz dziecko? Miej oczy dookoła głowy! :D Niespodzianki niestety też nie było, bo całkiem wyleciało mi z głowy, że on ma urodziny początkiem marca. Skleroza! :(
Wczorajsze urodziny Huberta należały chyba do jednych z najgorszych w jego życiu :P Nie dość, że urząd podatkowy (już po raz trzeci) zabrał mu 50% podatku, spędził z trzema babami trzy godziny na zakupach, to jeszcze obiad był przeciwko niemu. Jakimś cudem Zuzi udało się wrzucić plastikową literkę (taki magnes na lodówkę), o pięknym zielonym kolorze, do worka z mrożonymi frytkami. Hubert jej nie zauważył wsypując frytki do frytkownicy i usmażył literkę "Z" na głębokim oleju :P I było po frytkach :P Masz dziecko? Miej oczy dookoła głowy! :D Niespodzianki niestety też nie było, bo całkiem wyleciało mi z głowy, że on ma urodziny początkiem marca. Skleroza! :(
sobota, 8 marca 2014
czwartek, 6 marca 2014
Boby budownicze
Mały Tomuś kupił sobie zabawkę. I jest nią zachwycony. Kolejny, który spełnia swoje marzenia z dzieciństwa, hehe. Teraz siedzi razem z Hubertem i próbują to złożyć. Jak dzieci, normalnie jak dzieci :) Wypatrzył wielkie pudło z torem wyścigowym w mojej ulubionej graciarni i mnie zapytał czy przypadkiem nie mamy jakiegoś małego chłopca w Polsce, bo by mu to chętnie kupił :P Jasne, już to widzę, że to komuś kiedykolwiek odda :P W sumie sama jestem ciekawa jak ten tor będzie wyglądał po złożeniu. Na opakowaniu jest napisane, że ma aż 16 metrów! Dobrze, że mamy duży dom :P Tylko kiedy uda im się to złożyć :P Nie żebym nie wierzyła w ich zdolności konstrukcyjne, ale muszę przyznać, że ten tor jest dość skomplikowany :) A jaki drogi był! :P Daliśmy za niego całe 2,5 złotego :) Wart jest co najmniej 500 złotych :D
Tak sobie siedzę i słucham prawie trzydziestolatka: "To jest na prawdę z****iste. Ale układanie tylko. No chyba, że czasy okrążeń można robić" :D
Tak sobie siedzę i słucham prawie trzydziestolatka: "To jest na prawdę z****iste. Ale układanie tylko. No chyba, że czasy okrążeń można robić" :D
sobota, 1 marca 2014
Na obiedzie u Egona z bandy Olsena
Przy sobocie, po ciężkiej pracy zasłużyliśmy na dobry obiad :) Trzeba się przecież od czasu do czasu odchamić i wyjść gdzieś na miasto :) A do "Egona" chodzić lubimy (na początku napisałam: "lubić chodzimy" :P), więc dosyć często tam zaglądamy. A jaką zupę rybną tam podają! Mniami! Zabieramy na nią każdego naszego gościa z Polski :) Kto Tromsø nawiedzi, obowiązkowo musi zupki spróbować :) Ale nie o zupie przecież post będzie :P Zuzanna by się obraziła :)