wtorek, 31 lipca 2012
poniedziałek, 30 lipca 2012
Wakacje?
Miały być wakacje. Miało być tak pięknie. Tomek dzisiaj miał zacząć 2-tygodniowy urlop, a tu proszę jaka niemiła niespodzianka. Sen przerwał nam telefon z Tomka pracy z pytaniem, czy by nie przyszedł dziś do pracy, bo jeden z pracowników ich olał i w pracy się nie pojawił. Ale byłam zła! Nie mogą zadzwonić po kogoś innego, no nie mogą! I moje plany na pokazanie wyspy moim rodzicom legły w gruzach. Ja sama się nie wybieram w trasę, którą nie znam :P Ja mam swoje ścieżki, którymi jeżdżę i niech tak pozostanie, hehe. Pojechaliśmy jedynie do naszego ulubionego sklepu z używanymi rzeczami do domu :) Ulka była z nami. A jeśli już mowa o Uli, to ma dzisiaj urodziny! :) To chyba najdłuższe urodziny w historii, bo świętujemy już od soboty :D Urządziliśmy jej przyjęcie-niespodziankę. Skłamaliśmy, że robię grilla i żeby przyszła, a tu czekał na nią "tort" (spalony "Kopiec kreta") ze świeczkami, balony, prezenty i goście śpiewający "Sto lat" :D Chyba jej się podobało, bo się aż dziewczyna popłakała :)
A co u nas? Nic ciekawego :) Wszystko po staremu :) Oprócz tego, że pogoda do d***, cały czas pada i moi rodzice słońca i bezchmurnego nieba jeszcze nie widzieli, Paszczaki pracują, ja się obijam, to Knurek do nas przylatuje w środę :) A od wczoraj ciupiemy w remika :)
środa, 25 lipca 2012
Flight radar
Moi mają opóźniony wylot z Krakowa. Planowo lot powinien być o 13:10, czyli według planu już powinni wzbijać się w niebo, a przesunęli im na 13:45. Ale może to i lepiej, będą mieli mniej czekania na lotnisku w Oslo :) Jak tylko wystartują, zacznę śledzić każdy ich ruch :) A jak?! Ktoś inteligentny wymyślił "flight radar" :) Dzięki temu mogę podglądać w którym miejscu nad ziemią znajduje się samolot, który mnie interesuje. Normalnie szacunek i chwała należy się temu komuś :)
Dopiero patrząc na mapę ze strony www.flightradar24.com można sobie zdać tak na prawdę sprawę, jaki ogrom skrzydlatych maszyn fruwa nieustannie nad naszymi głowami. Jak dla mnie ta stronka jest fantastyczna. Ale nie zdziwcie się, ani nie przestraszcie, gdy obserwowany samolot nagle zniknie z radarów. Na pewno się nie rozbił, po prostu stracił na chwilę połączenie albo coś w tym stylu :) W końcu samolot to najbezpieczniejszy środek transportu. I ja w to wierzę :) I takim optymistycznym akcentem zakończę posta. Wracam do sprzątania chałupki.
wtorek, 24 lipca 2012
"Jak urodzić i nie zwariować"
Nasze babskie wyjście do kina doszło do skutku dzisiaj wieczorem. Film mi się bardzo podobał. Tylko polski tytuł nie za bardzo do niego pasuje. Angielski "What to expect" jak najbardziej :) Nie wiem kto wymyśla polskie odpowiedniki zagranicznych tytułów :P
Zegar już za kilka minut wybije północ, a to oznacza tylko jedno! :) Że Tomek i moi rodzice przylatują za niecałe 23 godziny! :D Lubię to :) Już się nie mogę doczekać. I żeby przyspieszyć czas, pójdę już spać i będę spała tak długo jak tylko się da, żeby te godziny jak najszybciej minęły :)
poniedziałek, 23 lipca 2012
Mam Cię
Stało się! :) Nasz nowy nabytek stoi już na parkingu :) I jestem nawet jego współwłaścicielką :P A właściwie mogę siebie nazwać pierwszą właścicielką. W końcu to ja dokonałam "ro(v)werowego" zakupu :) Jestem z siebie dumna. Ja go znalazłam, ja go oglądałam, ja byłam na jeździe próbnej i ja go kupiłam :D Jaki tego minus? Że jak coś będzie z nim nie tak, to będzie moja wina :P Ale co tam, może akurat okaże się super bryką bez wad, która się nigdy nie zepsuje, hehe.
Co muszę powiedzieć, kupno samochodu w Norwegii to prawdziwa przyjemność. Na prawdę. Nie to co w Polsce, łazisz od jednego urzędu do drugiego, tracisz mnóstwo czasu i nerwów, stoisz w kolejkach, a i tak w większości przypadków nic nie uda Ci się załatwić. A tu, wszystko zajęło nam (byłam z Ulką) jakieś niecałe 15 minut :) Po tym czasie miałam podpisaną umowę kupna, podpisane podanie o rejestrację i wykupione ubezpieczenie. Rewelacja. A samochód na tablicach, gotowy do opuszczenia salonu, czekał na nas już po jakichś 3 godzinach. Normalnie REWELACJA! Takie to było proste jak kupienie marchewki w warzywniaku :P
Jest jednak coś co mi sprawia trudność :( Nie potrafię tankować :( Aż wstyd się przyznać, ale nigdy tego nie robiłam. I w związku z tym autko postoi na parkingu do środy w nocy, bo wtedy wyruszę odebrać Tomka i moich rodziców z lotniska. Może na oparach uda mi się jakoś dotoczyć :) Przy lotnisku jest stacja benzynowa, więc Tomek od razu zaleje mu do pełna :) A teraz śmigam do łóżka i zaraz dzwonię do Tomka na skype. Dobrej nocy!
niedziela, 22 lipca 2012
Nudy na pudy
Praktycznie nic dzisiaj nie zrobiłam, wynudziłam się tylko sama w domu. Nie należę do samotników i brakuje mi towarzystwa :) Tomek dobrze się bawi w Polsce, Paszczaki były cały dzień w pracy, a ja sama z brzuchem nie miałam pomysłu na siebie :) Zajadając się fistaszkami, przeglądałam strony w internecie. Poza tym nic innego nie robiłam :P
Z braku zajęć powstała fistaszkowa sesja :)
Wczoraj obiecałam napisać jak podobał mi się film. Jednak nie powiem, bo nie wiem jeszcze. Musiałyśmy przełożyć wieczór filmowy na inny dzień. Pewnie wybierzemy się na początku tygodnia.
sobota, 21 lipca 2012
Piątek - tygodnia koniec i początek
Wycieczkowicze dotarli do Polski :) Wczoraj około 2 nad ranem przekroczyli granicę. Do domu dotrą dopiero dzisiaj późnym popołudniem, bo korzystają z okazji i odwiedzają po drodze pół swojej rodziny. Fajnie im, też bym tak chciała. Ale w sumie ja też nie mogę narzekać :P Leżę w łóżku, nie robię nic i tylko non stop coś podjadam - lubię ten stan :D Muszę się jednak kontrolować, bo już widzę, że mi "boczki" rosną :P A nie chcę wyglądać jak słonica :) Tak, postanowione, muszę nad sobą panować :P Ale zacznę dopiero od jutra, bo przed chwilą zjadłam Knoppers'a, hehe.
Jeśli chodzi o wczorajszy dzień, to nie próżnowałam :) Rano byłam z Paszczakami załatwiać dla nich karty podatkowe. Jak już to zwykło bywać w Norwegii, bez problemów się oczywiście nie obeszło. Okazało się, że Kinga nie ma podpisu na paszporcie, więc nie mogą tego uznać jako dokument potwierdzający jej tożsamość. Co się okazało, problem polegał na tym, że podpis na paszporcie czy innych dokumentach może złożyć dziecko, które ukończyło 12 rok życia. Kindze niestety brakło 2 miesięcy :/ Pech chciał, że nie miała przy sobie żadnego innego dokumentu, więc musiałam wracać do domu (udało mi się to zrobić ekspresowo dzięki Nadine, mojemu Aniołowi, która bawiła się w mojego szofera) i dostarczyć im inny dokument ze zdjęciem i jej podpisem. Na wszelki wypadek dałam im dwa - prawo jazdy i dowód osobisty :) I wszystko udało się załatwić. Teraz pozostało tylko czekać jakieś 3 tygodnie aż karty dotrą do nich pocztą. Po powrocie też nie siadłam na długo, bo zobaczyłam, że dostałam maila z salonu samochodowego z informacją, że mogę obejrzeć autko, które kiedyś znalazłam w ogłoszeniach na internecie. No tak, nie mówiłam Wam, że twardo zastanawiamy się nad kupnem jakiegoś pojazdu :) Znalazłam w miarę tani (fakt, że dwa razy droższy niż w Polsce), niezbyt znany (bo to Rover), ale z niewielką liczbą przejechanych kilometrów samochód (co w Norwegii jest rzadkością) i wczoraj pojechałam z mężem Nadine go obejrzeć. Szczerze mówiąc trochę się rozczarowałam, bo spodziewałam się bardziej jeep'a (tak przynajmniej na zdjęciu wyglądał), a ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam coś w stylu Opla Corsy, tylko że z ładniejszym i większym przodem i tyłem :P A zresztą kocham kombiaki, więc wielkość tego auta trochę mnie zawiodła. Ale co tam, Tomek mnie przekonał, że nie potrzeba nam wielkiego samochodu, żeby się tłuc po tutejszych górkach. W sumie ma chłopak rację :) Nie wolno się zastanawiać, bo za taką cenę na prawdę warto go wziąć, tym bardziej, że teraz zostaliśmy bez środka transportu (nie licząc rowerów górskich :P). A fajnie byłoby mieć autko. Jutro pewnie napiszę do tego salonu, że się na niego zdecydowaliśmy i że go bierzemy :) Chociaż posiadanie Rover'a nie jest szczytem naszych marzeń, to nie ma na co czekać, aż ktoś sprzątnie nam go sprzed nosa :P Pocieszam się myślą, że jak już kiedyś nadejdzie ten dzień, w którym wrócimy na stałe do Polski, to kupimy sobie takie auto, jakie chcemy :) I na tym zakończę ten długi wywód :)
A tak wyglądają nasze przyszłe "cztery kółka":
A jeszcze z innej beczki :P Wieczorem szykujemy babski wieczór w kinie :) Idziemy na "Jak urodzić i nie zwariować". Ciekawe dlaczego Nadine wybrała akurat ten film, hehe. O tym czy mi się podobał, napiszę jutro :) Już na prawdę kończę :P
czwartek, 19 lipca 2012
Nie mój dzień
Oj zdecydowanie nie jest to mój najlepszy dzień. Od rana mi nic nie wychodzi :/ Upiekłam 4 chleby, z czego najprawdopodobniej żaden mi nie wyszedł. Rozwaliłam drzwiczki od piekarnika i w ogóle wszystko jest nie tak! :( Miałam tyle planów na dzisiaj, a jak dotąd prawie nic nie zrobiłam. No i jeszcze żeby tego było mało, czuję, że nadchodzi zgaga. Cudownie, po prostu cudownie :P Chyba muszę się jednak wziąć w garść i zacząć działać :) Użalanie się nad sobą mi w niczym nie pomoże, a wręcz przeszkodzi :P Żeby zakończyć ten dzień miło, posegreguję sobie rozmiarami przekochane miniaturowe ubranka dla Myszki :D Od razu mi się humor poprawi :)
środa, 18 lipca 2012
Do zakochania jeden krok...
Mając chwilę czasu wolnego, przebuszowałam swojego i Tomka laptopa w poszukiwaniu fajnych zdjęć z okolicy. Udało mi się znaleźć kilka fajnych (przynajmniej ja tak sądzę :P) ujęć łona natury :D
Naturalne piękno ujęte kilkoma różnymi aparatami i kilkoma różnymi oczami :) Ani, Brygidy, Krzyśka, Kingi, Tomka i moimi :)
Miłego oglądania piękna wyspiarskiej przyrody :)
Wiem, że dużo zdjęć, ale nie mogłam się oprzeć! :) I jak tu się nie zakochać w tym miejscu?!
A z życia wzięte: Tomka rodzice wrócili wczoraj do Polski. Tomek ze swoją siostrą, szwagrem i naszą Vectrą są w drodze do Polski. Biedna Vectrunia jedzie w swoją ostatnią podróż przed sprzedażą :( Będzie mi jej brakować. Wyjechali o 3:30 nad ranem. Teraz dojeżdżają do Lahti, gdzie planują nocleg w namiocie :) Czego im zazdroszczę, byli w wiosce Św. Mikołaja! Co ciekawe, spotkali aż dwóch :D A co jeszcze ciekawsze, jeden z nich okazał się Polakiem :D Rodaka spotkasz wszędzie, hehe. Na pamiątkę zrobili sobie fotkę z Mikołajem za (bagatela :P) 25 Euro :P Normalnie rozbój w biały dzień, ale jak się tak chwilę zastanowić, to Mikołaj też musi z czegoś żyć :D
niedziela, 15 lipca 2012
Relacja z odwiedzin
Z mojej listy codziennie znika jakiś punkt programu (wymyślony przeze mnie) na tygodniowy pobyt Tomka rodziny w Tromsø :) Dużo miejsc (tych bardziej i mniej ciekawych) już zobaczyli, wiele ryb złowili, ale dużo jeszcze przed nimi (ale niestety wszystkiego w tydzień nie da się ogarnąć). Dlatego też trzeba było zrezygnować z niektórych rzeczy. W sumie to żeńska część wyjazdu widziała więcej, bo płeć brzydszą wciągnęła chęć złowienia jak największej ilości norweskich dorszy :) Większość czasu spędzili z wędką w ręku :)
O "wilkach" mowa:
Podczas gdy oni próbowali coś złapać, ja, Tomka siostra i jego mama wjeżdżałyśmy kolejką linową podziwiać wyspę z góry.
A tak się bawiłyśmy już na szczycie :)
Była też niezbyt wyczekiwana wycieczka do planetarium, które okazało się tak fajnym i ciekawym miejscem, że nie mogłyśmy stamtąd wyjść :) Miałyśmy tam niezły ubaw, normalnie cieszyłyśmy się jak dzieci :)
Dzień wcześniej wybraliśmy się na spacer na nieczynne skocznie narciarskie (jedyne 15 km!), po których ruszyłyśmy do centrum na zakupy. Po drodze napotkaliśmy stadko hodowlanych reniferów:
To już w porcie:
Któregoś dnia słońce świeciło jak nigdy dotąd. Było aż 26 stopni! Nie mogliśmy tego nie wykorzystać i poszliśmy się poobijać na jedyną piaszczystą plażę na wyspie. Tomka po raz kolejny z nami nie było, bo podczas gdy my się codziennie świetnie bawiliśmy, on biedny musiał pracować. Ale przecież ktoś musi harować, żeby bawił się ktoś :P
O! jednak Tomek załapał się na zdjęciu :) Przyjechał po pracy zabrać rodzinkę z plaży :)
A tu już zdobycze wycieczkowiczów :) Z całej wycieczki, to na pewno wędkowanie zapamiętają najmilej :) Dorsza po lewej złowił Krzysiek (szwagier Tomka), a po prawej Tomka tato.
Mój Mężusiek też złowił dorodnego :) Bo aż na 90 cm! Ania też się miała czym popisać :)
Ja też próbowałam swoich sił, jak zobaczyłam jakie sztuki złowili, ale ja niestety takiego szczęścia już nie miałam :(
Byliśmy też w jednym z muzeów, w ogrodzie botanicznym i na ścieżce geologicznej. Już wiem na przyszłość, gdzie warto iść, a gdzie niekoniecznie :)